[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pani droga, spokoju! Oszczędzajmy księżnę i pana Macieja.Wtem przemówił pan Rudecki: Wina spada na mnie, żem jej ustrzec nie zdołał od tych wrogich listów.One ją zabiły. Panie! proszę nie zmniejszać winy tych, co je pisali  rzekł Brochwicz. Ordynat panaostrzegał, bo on zna ogrom złości ludzkiej.I on nie przeczuwał, że anonimy będą tak zjadli-we.Tym spiskiem kierowało parę osób w ścisłym z sobą porozumieniu.Każdy wie, kto jedy-nie być może zdolnym do tego.Tu nie ma dwóch zdań.Autor ostatniego anonimu ubliżyłnam podpisując się:  Jeden za wszystkich.To kłamstwo, dobrze obmyślana intryga.150 Starsza księżna spuściła powieki, usta zacięły się surowym wyrazem.Cichym głosemprzemówiła: Barscy?.taką niegodziwość! Wstyd! I to karmazyni! Czy to prawda? A jednak fakt  podchwycił Trestka. Ostatni anonim pisał Barski: jego styl, jego wy-rażenia.W innych mniej więcej to samo, tylko pismo podrabiane umiejętnie.Cisnąć mu wtwarz nie można: za bezczelny, nawet by się nie zarumienił. Ale można by mu nie podać ręki  rzekła surowo księżna.Lekki dreszcz przeniknął obecnych.Wyrok dumnej pani, magnatki rodowej, wydany namagnata, zrobił wrażenie.Spojrzeli po sobie, jakiś strach przeleciał po twarzach. Barskiemu ktoś pomagał  rzekła nieśmiało pani Idalia. Własna córka i Lora wilecka  dodała ironicznie panna Rita. Na nie spada wstyd za splamioną godność kobiecą  mówiła księżna podniecona skompromitowały się same.Lora była zawsze parweniuszką.Ale Barski skompromitował naswszystkich, tego już się nie darowuje! Wyraznego dowodu nie ma  wycedziła pani Elzonowska. Idalio!  zgromił ją pan Maciej.Księżna mówiła, nie uważając: Barski zatarł ślad zmienionym pismem.To dowodzi, że się nas bał, nie Stefci.Gdybynie ta fikcyjna zapora, usunąłby się od niego każdy prawy arystokrata.To wykroczenie po-ważne, nie zrobiłby tego uczciwy chłop.Ale magnat?.O, wstyd! Dlaczego ona nic ordynatowi nie nadmieniła o otrzymywanej korespondencji? Onukróciłby to natychmiast  rzekł Brochwicz. Ja ją rozumiem  odpowiedziała panna Rita. Ona nie chciała skandalu, nie chciała goranić.Zresztą są dowody  listy, jakie pisała do niego żaląc się, a jednak żaden nie został wy-słany.To była bardzo subtelna natura, ale za słabe miała siły.Staruszek proboszcz pokiwał głową. Ja wiem najlepiej, jaka to była zdrojowa dusza, jakie serce  rzekł smutnie. To dziec-ko już we krwi nosiło szlachetność.Pan Maciej rękoma zakrył twarz.Po długim milczeniu zaczął mówić z niezmierną jakąśtrwogą: To stać się musiało.to przeznaczenie.to moja Nemezys! Moja przeszłość zemściłasię straszliwie, ona.Stefania.Uderzyła w najżywotniejszą arterię mego serca, dotykając je-dynego wnuka.Ja zrujnowałem jej życie, ona zabrała szczęście mego wnuka.O! straszna ze-msta! okrutna zemsta!Wszyscy milczeli.Pani Rudecka płakała, słuchając słów starca oskarżających jej matkę.Akaniem zdawała się pytać zmarłej: Czy to prawda? Ty się zemściłaś.ty nam ją zabrałaś? Ale za cóż kara dosięgła nas, ro-dziców?.za co?A pan Maciej mówił dalej po chwilowej ciszy: Nieszczęsną jest nasza rodzina, fatum nad nią wisi.Wieczne łzy! wieczne łzy! I todziecko, zabite przez nas  nowa ofiara Michorowskich! Nic nie pomogło, ze Waldemarzwalczył wszelkie przeszkody, żeśmy ją pokochali już jak córkę.Nic nie pomogło! Wszystkoto tylko początkiem zemsty, jakby obliczone na to, by cios uczynić sroższym.W tym jest całeokrucieństwo odwetu! W dniu, w którym połączyć się mieli, dopełniła się zemsta!Starzec odetchnął głęboko.Blade oczy obrócił na klomb kwiatowy przed werandą i poruszał głową, jakby akcentującbezmiernie smutne słowa. Oczekiwałem ich ślubu z upragnieniem, chciałem jak najprędzej ujrzeć wnuka szczę-śliwym, jakim nigdy ja nic byłem.Wyobrażałem ich sobie zawsze w ślubnych strojach  tęparę tak piękną, stworzoną dla siebie.I zobaczyłem Stefcię w ślubnej sukni.widziałem ją w151 wieńcu z pomarańczowych kwiatów głębowickich, które miały ją zdobić przy ołtarzu.Wi-działem ją w welonie, dziewiczą, śliczną  ale jak! ale jak!.I jego widziałem wśród tychkwiatów nieprzytomnego prawie.O! straszny obraz! poniosę go z sobą do grobu! Trzebamieć całą moją przeszłość za sobą, całą niedolę życia, aby na kresie jego ujrzeć podobny ob-raz.Kara zasłużona, ale okrutna.To już nie kara, lecz piekielna zemsta! A potem.po jejśmierci, jakim cudem ja wówczas nie padłem rażony na miejscu, kiedy w rękach jego ujrza-łem broń morderczą? O! Chryste!Księżna rzuciła się na fotelu. Co?.co?.Waldemar chciał?. Tak, chciał się zabić, miał w ręku rewolwer.odepchnął mnie, gdym odbierał.byłdziki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •