X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jer­sen i Masale zgodzili się na zawieszenie broni po ledwie potycz­ce.Wiedzą, że tu jesteśmy od jednego z najemników, któremu daliście zbiec.Był przerażony do utraty zmysłów - dość, by ich przekonać.Odbyli naradę.Kiedy odchodziłem, Masale spierał się o ostateczne warunki najęcia Jersena i jego ludzi do szturmu Lynortis.Zamiast wybić się wzajemnie, uderzą razem.Byr wywrzaskiwał wściekle rozkazy.Półludzie w pośpiechu przygotowywali obronę.- To załatwia sprawę - stwierdził ponuro Kane.- Próbuj­my się jeszcze wydostać.- Kanie, ja mówiłam poważnie.Zostaję z nimi.Te zaciśnięte zęby, uwielbiał je.Kane wzruszył ramionami.- Więc dobrze.Ja nie.Sesi krzyczała coś do niego, gdy odchodził.Słowa już go nie dobiegły.VIIECHAKane oparł się o blanki opuszczonej wieży.Daleko w dole pół­ludzie przygotowywali się do obrony wyłamanej bramy Lynor­tis.W ciemnościach mógł rozróżnić tylko niewyraźne kształty pełzające po placu przed barbakanem.Niżej widać było sznur pochodni wijący się jak wąż spiralną drogą do zamku.Wiedział, że powinien już iść, znaleźć kryjówkę - póki to się nie skończy, póki nie nadejdzie dogodny czas, by się wymknąć.Kane przeklinał upór dziewczyny.Mieli szansę uciec we dwójkę.Sam był pewien powodzenia, oni chcieli tylko Sesi - by popro­wadziła ich do skarbu, którego nigdy nie znajdzie.Kane żało­wał, że ją stracił.Ale tak było lepiej.Podjąłby wszelkie ryzyko dla tajemnicy skarbu, ale marny kawałek złota starczyłby mu na kobietę bardziej zdatną do łóżka niż Sesi.Powinien już iść.Potężny łomot rozniósł się echem.Kane znał ten dźwięk.Gła­zy toczyły się w dół po stromiźnie drogi.Mógł jedynie dostrzec niewyraźnie sploty półludzi zmagających się z kamieniami, gdy staczali je na drogę - jak mrówki rojące się wokół żuka.Popchnięte głazy ześlizgiwały się z zewnętrznego muru i rozpę­dzały sypiąc iskrami.Ci na drodze nie mieli dokąd uciekać przed lawiną.Ale Masale przeżył dwa lata ciągłych ataków i kontrataków na tej nasączonej krwią drodze i wiedział, że cyta­deli nie zdobywa się bez oporu.Jak echo nie z tego świata do­chodziły krzyki ludzi i grzmot spadających głazów, a w końcu spiżowy dźwięk - jakby uderzenia kamieniem o zbroję.To Masale posuwał się za tarczą zbitą naprędce ze szczątków roz­sianych po polu bitwy.Ludzie ryczeli, konie drżały, gdy lawina głazów uderzyła w pancerną osłonę.Kane nie mógł dojrzeć, co działo się na drodze.Wyobrażał sobie jedynie chaos w dole ­słuchając tak wrzasku i łoskotu, obserwując wahającą się linię światła, widząc rzędy pochodni nagle spadających łukiem w noc.Kamienie odbijały się od skał i toczyły na tych na drodze poniżej.Drewno osłony pękało w drzazgi - wystrzelone jak z procy odłamki kamieni i tarczy uderzały w przyczajonych za nią żołnierzy.A kiedy cichło echo dudniących głazów, sznur po­chodni podejmował swój marsz.Żołnierze Masale'a byli teraz bliżej.Kane słyszał tętent kopyt, ryk bojowych okrzyków, potem skrzyp starej maszynerii.Kusza świsnęła zjadliwie - Kane wiedział, że ciężka strzała zmierza w dół.Usłyszał zgrzyt i świst uwolnionego ramienia onagera, ci­skającego kosz kamieni wielkości pięści.Pod oświetlonym bar­bakanem dostrzegł łucznika posyłającego swe strzały ku- nad­chodzącej linii.Następne pociski potoczyły się po zboczu z ka­tapulty na drugim barbakanie.Półludzie uwijali się wściekle wokół tych kilku lekkich machin oblężniczych, które mogli przystosować do rażenia na tak małą odległość.Kolumna Masale'a parła nieugięcie do góry, choć od czasu do czasu jakiś oddział pochodni spadał zrzucany w cze­luść.Kane podziwiał zaciętość półludzi - garstki kalek, walczą­cych kilkoma sztukami starej broni.Gdyby mieli dość ludzi i oręża, by móc odpierać ataki na całym obwodzie murów, Masa­le nie miałby cięnia szansy.Ale przy swojej liczebności półludzie zmuszeni byli koncentrować całe swoje uderzenie jedynie na od­cinku zbocza na wprost bramy.W ten sposób - jako że nacie­rający posuwali się spiralą - każdy atak dosięgał tylko część żołnierzy Masale'a.Nie było siły, by zatrzymać ich pochód ku portalowi bez wrót.Teraz byli już o sto jardów od bramy i Kane mógł odróżnić białe plamy twarzy w migocącym świetle.Porzucili rozbitą osło­nę i posuwali się w szyku żółwia - piechota na czele, konni z tyłu.Jeszcze chwila i~ pierwszy szereg przedrze się przez pustą bramę, a jazda przewali się po dziedzińcu, unicestwiając wszyst­ko na swej drodze.Deszcz pocisków wciąż spadał na podniesio­ne tarcze; strzała ciężkiej kuszy wyrąbała prześwit w szeregach wroga.Ale teraz zbliżali się biegiem łucznicy Masale'a, którzy siali śmierć wśród obrońców miasta.Z tyłu po przeciwnej stro­nie placu ramię balisty odskoczyło ze śmiercionośnym trza­skiem.Najcięższa machina oblężnicza ciągle działająca, jaką za­uważył Kane.Jasne jak w dzień światło rozbłysło nagle ponad stromymi zboczami przed bramą.Kane poderwał ramię oślepio­ny białym blaskiem.Bomba fosforowa - półludzie odkryli gdzieś niewypał.Plwające smugi rozżarzonej śmierci wykwitły ponad drogą.Tam, gdzie uderzyły, ludzie spalali się na popiół.Ogniste pasma wyciągały się ku swym ofiarom jak palce zabój­cy, spalając wszystko, czego dotknęły.Konie i ludzie wyli z bó­lu i przerażenia, rzucając się w stronę muru w ślepej panice.Płonące ciała wylatywały w powietrze, spadając jak gwiazdy, daleko w dole.Natarcie zostało przerwane.Balista strzeliła powtórnie i na­stępna bomba fosforu rozsiała palące piekło po zboczu w dole.Żołnierze Masale'a rozpierzchli się w przerażeniu.Jeszcze kilka bomb i zostaną rozgromieni.Świsnął trzeci pocisk, ale Kane nie zobaczył wybuchu światła.Daleko na końcu kolumny zniknęło kilkanaście pochodni.Po krzykach w ciemności Kane domyślił się, że uderzyła tam bom­ba gazowa - zbyt daleko jednak, by ciężkie opary dosięgły głównych sił.Oddziały Masale'a okazały się zdyscyplinowane.Mimo szalejącej wokół śmierci przegrupowały się pod osłoną muru - poza zasięgiem pocisków - i uderzyły ponownie.Ru­nęły jak burza, tratując poczerniałe ciała swoich towarzyszy.Półludnie czekali z ostatnim pociskiem, aż pierwsi nacierający miną portal.Bomba fosforu wybuchła w samym środku szyku siejąc w bramie piekło śmierci.Na chwilę wejście zabarykadowały zwęglone, wijące się ciała.Potem reszta kolumny przewaliła się ponad dymiącą zaporą.Płomienie fosforu wygasły i ciemności pochłonęły końcową bi­twę.Ale Kane nie oglądał już śmiertelnych starć u wrót miasta.Stał zmartwiały, patrząc w przestrzeń, a jego oczy oglądały bi­twę sprzed trzydziestu lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.