X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karmili karpie.Kama by�a bez kapelusza, z rozsypanymi po twarzy w�osami, zarumieniona i weso�a jak szczy-gie�, rzuca�a kawa�ki bu�ek i Smia�a si� g�oSno radosnym, dziecinnym Smiechem, krzycza�a na rybywysuwaj�ce z �ar�ocznoSci� na powierzchni� okr�g�awe pyszczki, straszy�a je d�ug� wierzbow�rózg� i co chwila zwraca�a rozradowan� twarzyczk� do Horna, który siedzia� troch� w g��bi opar-ty plecami o kraty podtrzymuj�ce wino i równie� weso�o i serdecznie bawi� si� rybami.261  Cacy, dziateczki, cacy?  zawo�a� Karol, przystaj�c za nimi. Ciociu, no!  zakrzycza�a bezwiednie i zamilk�a chowaj�c w d�onie rozrumienion� twarz. Có�, karpie jedz�? Bardzo! Za ca�e dziesi�� kopiejek zjad�y bu�ek!  zawo�a�a �ywo i jeszcze �ywiej zacz�-�a opowiada� ró�ne sceny z nimi.Opowiada�a bez�adnie, bo nie mog�a ukry� i st�umi� po-mieszania, jakim j� przej��. Opowie mi to wszystko Kama przy cioci, dobrze? Bawcie si� dalej, bo ja musz� iS� powiedzia� z�oSliwie, widz�c, jak Kama na wspomnienie cioci poblad�a i nag�ym ruchem g�o-wy odrzuci�a w�osy z twarzy. Tak, pan mySli, �e nie opowiem, otó� opowiem przy cioci, wszystko, wszystko. Panie Horn, idx pan chocia�by jutro do Szai, bo przyjecha� i miejsce pan dostanie u nie-go.Mówi� mi ju� o tym M�ller. Dzi�kuj� panu serdecznie, bardzo si� ciesz�.Ale si� nie ucieszy�, bo by� zak�opotany, �e Borowiecki z�apa� go na takim dzieci�stwiejak karmienie ryb. Snujcie dalej t� sielank�, nie przeszkadzam.Poszed�, ale dop�dzi�a go Kama, zast�pi�a mu drog� i zdyszanym, niespokojnym g�osemzacz�a prosi�, poprawiaj�c równoczeSnie pomi�t� sukienk�. Panie Karolu.mój z�oty panie Karolu.niech pan nic cioci nie mówi. A có� mia�bym powiedzie�, przecie� ciocia pozwoli�a iS� Kamie na spacer. Tak, tak, bo, widzi pan, Horn taki nieszcz�Sliwy.taki biedny.pogniewa� si� z oj-cem, nie ma pieni�dzy.wi�c ja chcia�am, �eby si� rozerwa� troch�.Ciocia mi pozwoli-�a.ale. Nie wiem, czego Kama chce?  udawa� z�oSliwie. Bo ja nie chc�, �eby si� ze mnie póxniej Smiali, a jak pan powie, to wszystkie b�d� mnieprzeSladowa� i ja b�d� bardzo, ogromnie.strasznie.nieszcz�Sliwa, tak jak Horn.bo onnie ma miejsca, nie ma pieni�dzy i pogniewa� si� z ojcem.Mówi�a pr�dko, bez�adnie i ju� �zy nabiega�y jej do oczów, a usteczka coraz boleSniej si�krzywi�y i drga�y.Karol czu�, �e jeszcze chwil�, a Kama wybuchnie p�aczem. A jak powiem, to co?  zapyta� �artobliwie, odgarniaj�c jej czarn� czupryn� za uszy. To i ja powiem, �e pan by� w Helenowie na schadzce, aha!  zawo�a�a radoSnie i �zyobesch�y natychmiast, a czupryna spad�a na czo�o.Zacz�a porusza� ró�owymi chrapkami jak xrebiec, gdy ma wierzgn��, oczy rozb�ys�y,a ca�a twarz zajaSnia�a figlarn� przekornoSci�. Z kim�e to ja by�em na schadzce?  zapyta� z uSmiechem. Nie wiem.Ale jeSli pan o takiej godzinie jest w Helenowie, to przecie� nie dla Swie�egopowietrza.ZaSmia�a si� weso�o. Kama jest dzieciak weso�y, to ju� nic cioci nie powiem, �e przychodzi do Helenowapociesza� bardzo nieszcz�Sliwego Horna. Dzi�kuj�.Ja pana kocham, ja pana bardzo kocham!  wykrzykn�a rozradowana. Wi�cej ni� Horna, co?Ale ju� nic nie odpowiedzia�a i pobieg�a do ryb.262 Z drugiej strony stawu, z górnego parku widzia� jeszcze ich g�owy pochylone nad wod�,a czasami dxwi�czny Smiech wydziera� si� z zielonej Sciany wina i dr�a� nad jasn� powierzch-ni� wód.Lucy jeszcze nie by�o.Zacz�� spacerowa� po w�skich alejach, os�oni�tych g�szczem drzew i krzewów, cienistychi pustych zupe�nie.Ptaki sennie �wierka�y w g�stwinach, sennie szemra�y liScie i senne g�osy lecia�y od miasta.P�aty czystego nieba widzia� nad sob� wisz�ce lub patrzy� na wody b�yskaj�ce pomi�dzydrzewami albo na czerwone sukienki dziewczynek migaj�ce wSród drzew, albo na chrab�sz-cze �a��ce z opuszczonymi skrzyd�ami po liSciach.Usiad� w g�ównej alei przy zejSciu do stawów i przypatrywa� si� dzieciom, które dziwniecicho bawi�y si� pod okiem bon drzemi�cych na �awkach.Drzewa chwia�y si� nad nimi sennie i rozsypywa�y krople Swiat�a migotliwego i barwi�yw coraz inne desenie trawniki.G�uche echa miasta dop�ywa�y czasami i nik�y, rozlewaj�c si� w ciszy parku, czasem rykzwierz�t z mena�erii rozdar� powietrze na chwil�, czasem jakieS g�osy rozbit� gam� wpada�yw zalane upa�em aleje.Ale rych�o ucicha�o wszystko.Tylko jaskó�ki niestrudzenie przelatywa�y nad parkiem, przecina�y aleje w�owymi skr�-tami, obiega�y dzieci, wymija�y ludzi i drzewa i wci�� przewija�y si� w kó�ko.Karol ockn�� si� nagle z sennego rozmarzenia, bo suchy i ostry szelest sukni obudzi� jegouwag�; podniós� oczy i bezwiednie post�pi� naprzód kilka kroków.Na prost niego sz�a Likiertowa.Bia�o-fioletowa parasolka chwia�a si� nad ni� i obrzuca�a ciep�ym refleksem jej twarzsmutn� i szeroko otworzone oczy.Spostrzegli si� prawie równoczeSnie i bezwiednie wyci�-gn�li ku sobie r�ce.Jej blada twarz buchn�a radoSci�, oczy strzeli�y p�omieniem szcz�Scia, usta zasz�y krwi�,rzuci�a si� naprzód, jakby chc�c mu paS� w ramiona, ale nagle jakaS chmura przys�oni�a s�o�-ce i jej cie� rzuci� na park szaroS� i pokry� ich dusze jakby brudnym �achmanem; drgn�anerwowo, wyci�gni�ta do uScisku r�ka opad�a martwo, twarz jej zagas�a, usta poblad�y i za-ci�y si� w bólu, oczy cofn�y si� w g��b i rzuci�y ponury ton, spojrza�a na niego zimno i prze-sz�a szybko, schodz�c powoli ze schodków ku stawom.Post�pi� za ni� automatycznie kilka kroków z jakimS uczuciem, które go przenikn�o dziw-nym wzruszeniem.Odwróci�a si� na mgnienie i obrzuci�a go surowym jeszcze, a pe�nym ju� �zawych blaskówspojrzeniem i posz�a dalej.Usiad� i bezmySlnie patrzy� w to miejsce, sk�d przed chwil� Swieci�y jej oczy, przesun��palcami po powiekach oci�a�ych nagle i piek�cych, wstrz�sn�� si� ca�y, bo te oczy przej�ygo strasznym zimnem, i nie wiedz�c dlaczego, stan�� znowu przy schodach i d�ugo patrzy� najej wysmuk�� figur� op�yni�t� powietrzem, od której d�ugi cie� wlók� si� po szybie stawu.Usiad� znowu i siedzia� bez ruchu i bez mySli, patrzy� w g��b w�asnego serca i coraz bole-Sniejszy blask wydobywa� mu si� spod przymkni�tych powiek.Cie� zsun�� si� ze s�o�ca niby p�aszcz nie przytrzymywany i Swiat�o znowu zala�o park,w g�stwinach ptaki zawrza�y kipi�cym gwarem, dzieci zacz�y z krzykiem goni� si� po ale-263 jach, a drzewa szemra�y sennie i jakby dla igraszki rzuca�y liScie, które falist�, mi�kk� lini�lecia�y na trawniki i k�ad�y si� cicho na puszystych trawach, a czasem pot�ne echa miastawpada�y niby kanonada daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.