[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrząc przed się, nie widziała nic zgoła, szepczącej Wandy nie słyszała wcale; zadu-mana, miała w sobie nirwaniczną obojętność na wszystko: gdyby ją płomienie pożaru ogar-nęły w tej chwili, dałaby się ich uściskom bez drgnienia.Te momenty fascynacji grozy, opadające wobec wrażeń nazbyt gwałtownych stworzeniawłaśnie najruchliwsze, w instynkty najzasobniejsze wszystkie dusze wiewiórcze są jakbykresem ich wrażliwości, z woli natury tylko pogodnej: granicą ostatnią przyjmowania jakich-kolwiek pobudzeń z zewnątrz.Pozostaje już tylko: albo chyżym spadem rzucić się na schwał, może w tym karkołomnym skoku podwiniesię jaki uchwyt ratunku, a wtedy: w śmig, w zwrot, w zakłębienie z gałęzi na gałąz, z wierz-chołka na czub, z konaru na pień gdzieś w gąszczy zacisznej przypaść, z łapkami przyuszach czujnych przeczekać bicie tego serca, które pęknąć chciało i.poskoczyć dalej wświaty ciekawe; albo, pozostawszy na gałęzi pod fascynacją grozy, dać temu sercu ścichnąć, stanąć wbezoddechu otwartym, gdy wyciągając z kłęba swe cielsko coraz to dłuższe, pełzać pocznieku zdobyczy, przykutej jego wzrokiem do gałęzi wąż smutku leniwy, potwór życia naj-straszniejszy!.Bo powaga nieszczęścia jest jak smutek leniwy, a smęt taki, co nam miesiące i lata wypeł-nić sobą zamierza, jest jak śmierć sama powoli na nas idąca.Uciec!.I Nina sama nie wiedziała, jakie to myśli skądciś jej się pojawiły i przepadając gdzieśzerwały ją nagle z miejsca w sprężeniu ramion upartym: postanowienie przyszło samo.Ja-kie to mianowicie postanowienie nie wiedziała zresztą dobrze. Nie płacz! tupnęła na Wandę.Było bo w tym i upokorzenie, i obelga już po prostu: ta poczciwa Wanda płacząca zanią, która to wszak sama czynić powinna.I znowuż wydała się jej Wanda, niby ta zakaptu-rzona nad chorą zakonnica, która na to tylko współczuje i płacze, aby spleść rychło ręce obie iopuściwszy powieki opowiedzieć, jak to święta Brygida, córka królewska, była jeszcze ład-niejsza, tańczyła jeszcze piękniej, a jednak, cała się cierpieniom ludzkim oddawszy, i miłośćnawet. O, nie, nie! dajcie mi pokój ze świętymi rzuciła opryskliwie tym myślom w odpo-wiedz.I jęła chodzić po pokoju.A że krok plątał się mimo wszystko, był jakby niezdecydowany ico chwila w opieszałość opaść gotowy, więc podjęła suknię bocznym chwytem, możliwiewysoko; ściągnęła fałdy w garść dla większego reliefu bioder, czyniąc to wszystko po części Wandzie na złość , tym świętościom w odpowiedz, po części zaś dla skrzepienia byuczuć się, wszystkim smętkom spornie: hardą, mocną, pewną siebie.I tak w biodrach rozko-łysana, w brawury kobiecej kroku i geście przechadzała się po miękkim dywanie, jakby naczających się stopach. Bój się Boga, Nino, co ty gwiżdżesz?! A ty skąd to znasz? odpowiedziała opryskliwie, pokazując gniewnie czubek języka.I zawstydziły się obie.Stąd nawrót smutku jeszcze gorszy niż przedtem.Wanda doczekała się wreszcie: oto łzywielkie zakręciły się wirem gwałtownym w oczach Niny; porwała się tedy z miejsca, by jąramionami ogarnąć.Lecz Nina żachnęła się jej w rękach, chwytając kurczowo za oba ramiona.59 Ach, zostaw mnie! Bo ja bym w tej chwili coś złego chciała komu zrobić! Komuż to?. rozchyliły się szeroko fioletowe oczy Wandy. I za co?. Ach, wszystko jedno komu! Wszystko jedno za co! Zostaw mnie.Ty wcale nie jesteśkobietą.Ja nie umiem myśleć potulnie.Przez pokój przeszło w pośpiechu kilku młodych panów: po dwóch, po trzech, zaszepta-nych gorączkowo.Wanda usłyszała jakieś słowo i zbladła nagle. Gdzie są?! zagadnęła poufale jednego z przechodzących. W przedpokoju brzmiała prędka i przyciszona odpowiedz.Same nie spostrzegły, jak je pociągnął za sobą ten tajemniczy rozruch szeptów i kroków.Znalazły się w bibliotece.Grupa młodych ludzi w ciemnym kącie niewyrazna, zatarta mrokiem, rozkołysana głowa-mi w szmer oczekiwania; wyciągały się jakieś palce ku drzwiom, za którymi słychać byłomowę obcą, tak jaskrawię odcinającą się rozgłośnym akcentem spokoju i pewności siebie odtego tu trzepotania się ciszy.To kontrastowe napięcie chwili uderzyło w czujne instynkty Niny, zanim się zorientowaćzdołała, o co idzie.Pytającej rozszerzyły się nozdrza: Co takiego?!.Co? co się stało?Zanim jej odpowiedziano, spostrzegła, że ta grupa zaszeptana przysłania sobą kogoś sie-dzącego na krześle.Ujrzała misę przed nim trzymaną, gąbkę w niej wielką i jak rubin w tejchwili czerwoną.Ktoś stał opodal z flaszką lekarstwa; nieskończony wąż białej szmaty owijałsię ostrożnie koło tej głowy pochylonej.Owijał się niezgrabnie: zsuwał raz po raz i wikłałopatrunek.Coś pchnęło Ninę naprzód w nagłym zakrzątaniu się rąk bezczynnych: Ja!.Ja!.Ja!Było w tym impecie tyle uporu, narzucającego się ludziom w chwili, gdy nikt o pierwszeń-stwo spierać się nie myślał, że stało się jakoś tak, iż szpula bandaża znalazła się rychło w rę-kach Niny, a biała szmata owijała się koło rannej głowy łagodniej i troskliwiej niż przedtem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- berent wacław Żywe kamienie (2)
- Haasler Robert Tajne sprawy papieży
- Daw
- Craig Rice Roze Pani Cherington
- Ahern Jerry Krucjata 8 Koniec jest bliski
- Adobe.Illustrator.PL.Podrecznik.uzytkownika (2)
- Michael Barrier Animated Man. A Life of Walt Disney (2007)
- Sprawa Rembrandta Daniel Silva
- Zbrodnia wsrod roz Zofia Kaczorowska
- Solomon Robert C Living
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- niewolnicy.xlx.pl