[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zupę.Nie, zaczekaj, aż wrócę.Alzira, rozwinięta przedwcześnie jak wieleułomnych dzieci, umiała doskonale ugotować zupę.Musiała domyślić się wszystkiego, bo nienalegała.Teraz całe już osiedle było na nogach.Gromadki dzieci szły do szkoły, powłócząc sabotami.Wybiła godzina ósma.Z mieszkania Levaque ów dochodziła głośna rozmowa.Kobiety stojąc 64przy garnkach z kawą, wsparte pod boki, rozgadane, zaczynały swój dzień.W jednym z okienpojawiła się jakaś ziemista twarz o wydatnych wargach i rozpłaszczonym nosie i czyjś głoszawołał: Chodz no na chwilę, powiem ci nowinę! Nie, nie, potem  odparła Maheudka  teraz muszę coś załatwić.W obawie, że ulegnie pokusie i da się zaprosić na szklankę gorącej kawy, nakarmiła Lenorę iHenryka i wyszła z nimi.Na górze ojciec Bonnemort chrapał rytmicznie, kołysząc swymchrapaniem cały dom do snu.Maheudka spostrzegła ze zdziwieniem, że wiatr ustał zupełnie.Przyszła gwałtowna odwilż.Niebo miało kolor ołowiu, mury domów ociekały zielonawą wilgocią, ulice pełne były błotacharakterystycznego dla okręgów górniczych, czarnego jak rozpuszczona sadza, gęstego łlepkiego, w którym grzęzły saboty.Od razu musiała dać klapsa Lenorze, która zabawiała sięnabierając błoto na czubek buta jak na łopatę.Wydostawszy się z osiedla Maheudka skierowałasię wzdłuż hałdy, weszła na drogę nad kanałem, a potem, dla skrócenia, zapuściła się w grząskieścieżki biegnące przez pola, wśród parkanów z przegniłych desek.Jedne za drugimi ciągnęły siędrewniane szopy, długie zabudowania fabryczne, wysokie kominy plujące sadzą,zanieczyszczające tę odartą z wszelkiego uroku przemysłową okolicę.Spoza grupy topólwychylała się stara opuszczona kopalnia Requillart, słupy pozostałe po zawalonym szybie.Skręciwszy na prawo Maheudka znalazła się na gościńcu. Czekaj, czekaj, świntuchu jakiś! Już ja cię nauczę bawić się błotem!  krzyknęła naHenryka, który miesił w dłoni czarną kulę.Dzieci, po otrzymaniu jednakowej porcji klapsów, uspokoiły się i zerknęły tylko za siebie naślady, jakie zostawiały ich saboty.Brnęli po błocie zmęczeni, z wysiłkiem wyciągając nogi.Od strony Marchiennes brukowany na przestrzeni dwóch mil gościniec ciągnął się brudnąwstęgą poprzez rudawe pola.Z przeciwnej strony opadał on serpentyną przez Montsouzbudowane na rozległej pochyłości.Drogi łączące ośrodki przemysłowe na północy kraju wijąsię w łagodnych skrętach, wznoszą i opadają lekko, zabudowują się po obu stronach i powoliprzemieniają cały departament w jedno wielkie, pracowite miasto.Małe domki z cegieł pomalowane na różne kolory, aby ożywić krajobraz, jedne żółte, inneniebieskie, jeszcze inne od razu tynkowane na czarno, zbiegały aż do stóp pagórka.Kilkadwupiętrowych domów zamieszkałych przez majstrów przerywało monotonię stłoczonych, 65wąskich fasad.Kościół również zbudowany ż cegły, z kwadratową dzwonnicą przybrukanąwęglowym pyłem, przypominał nowy model wielkiego pieca.Czego było najwięcej pośród tych cukrowni, przędzalni i młynów, to karczm, tancbud iszynków, tak licznych, że na tysiąc domów przypadało ich ponad pięćset.Widząc przed sobą warsztaty Towarzystwa, długi łańcuch magazynów i zabudowań,Maheudka wzięła Lenorę i Henryka za ręce.Nieco dalej znajdował się dom dyrektora, panaHennebeau, obszerna willa oddzielona od drogi żelazną siatką i otoczona ogrodem, w którymwegetowały nędzne drzewa.Przed bramą zatrzymał się właśnie jakiś pojazd  zapewne goście zParyża, gdyż pani Hennebeau, która ukazała się w półmroku przedsionka, wydała okrzykzdumienia i radości na widok przybyłego pana z rozetką legii w klapie i pani w futrze. Prędzej, prędzej guzdrały!  burknęła Maheudka pociągając za sobą grzęznące w błociedzieci.Zbliżała się do sklepu Maigrata mocno podniecona.Dom Maigrata sąsiadował z willądyrektora, oddzielony od niej tylko murem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •