[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pewnie puściła nakrętka.Zadzwoń na Devlina, niech hamuje z całych sił.- Zdjął z haka niewielką lampę naftową i przyjrzał się z bliska sprawcy przestoju.- I otwórz piec., więcej światła dają robaczki świętojańskie niż to draństwo!Jackson wykonał polecenia i wychylił się przez okno.- Ciągnie tu kupa chłopa - oświadczył.- Ale szczęśliwych to ukoś nie widzę.- A czegoś się spodziewał? - odburknął maszynista.- Delegacji, która nam podziękuje za uratowanie życia? - Wyjrzał przez okno po swojej stronie.- Z tej też leci paru szczęśliwych.A jednak nie wszyscy biegli w tę samą stronę.W ciemności zamaja­czyła blada sylwetka człowieka, który wyskoczył z pociągu, rozejrzał się szybko, przemknął chyłkiem na pobocze toru i zsunął się z nasypu.Wcisnął na uszy dziwaczną spiczastą czapkę z szopów i brzegiem rzeki pobiegł na tyły pociągu.Pułkownik Claremont, mimo iż od niedawna wyraźnie utykał - nale­żał bowiem do tych, którzy spali snem sprawiedliwego i jego biodro gwałtownie nawiązało bezpośredni kontakt z podłogąjako pierwszy dopadł kabiny maszynisty i nie bez trudu wgramolił się na pomost.- Co wy sobie, u diabła, myślicie, Banlon, strasząc nas w ten sposób?!- Przepraszam, pułkowniku.- Ton głosu maszynisty był bardzo formalny, bardzo poprawny i nienaganny.- Ale zarządzenia firmy na wypadek awarii są jednoznaczne.Zepsuł się regulator.Nakrętka.- Mniejsza o szczegóły.- Claremont ostrożnie pomasował obolałe biodro.- Ile wam zajmie naprawa? Pewnie całą noc, jak was znam? Banlon, jak przystało na prawdziwego fachowca, uśmiechnął się z wyższością.- Najwyżej pięć minut - odparł.Gdy maszynista sprawdzał w praktyce swoją fachowość, człowiek w czapce z szopów dobiegł do słupa telegraficznego, zatrzymał się raptownie i obejrzał za siebie.Od końca pociągu dzieliło go co najmniej pięćdziesiąt metrów.Zadowolony z takiego stanu rzeczy, wyciągnął długi pas, przypiął się nim do słupa i szybko zaczął się wspinać.Na szczycie wyjął z kieszeni obcęgi, przeciął druty po przeciwnej niż pociąg stronie izolatorów i zsunął się na ziemię prawie równocześnie ze spadającymi drutami.Na pomoście lokomotywy Banlon wyprostował się z kluczem francus­kim w ręku.- Gotowe? - spytał pułkownik.Maszynista uniósł czarną od brudu dłoń, by ukryć szerokie ziew­nięcie.- Gotowe - potwierdził.- Jesteście pewni, że dacie radę prowadzić całą noc? - spytał Claremont, przenosząc część swojej troskliwości z obolałego biodra na maszynistę.- Gorąca kawa postawi nas na nogi.Możemy ją sobie zaparzyć w kabinie, mamy tu wszystko co trzeba.Ale gdyby tak jutro znalazł pan kogoś na moje miejsce.i Jacksona.- Postaram się.- Szorstki ton pułkownika nie wynikał z niechęci do maszynisty, lecz z tego, iż ból w nodze znów dał o sobie znać, po­chłaniając całą jego uwagę.Claremont zszedł sztywno na ziemię, cofnął się wzdłuż torów i równie sztywno wgramolił się po żelaznych schod­kach do pierwszego wagonu.Pociąg ruszył powoli.Na nasypie po prawej stronie przyspieszającego pociągu człowiek w czapce z szopów rozejrzał się, rozpędził i wskoczył na stopnie trzeciego wagonu.Rozdział czwartyWstał świt.Późny świt, tak typowy dla schyłku jesieni i dużych wysokości.W przeciwieństwie do poprzedniego wieczoru szczyty dale­kich gór były niewidoczne, choć teraz dzieliła je od pociągu znacznie mniejsza odległość.Szare, nieprzejrzyste niebo na zachodzie wskazy­wało, że pada tam śnieg, a sądząc po łagodnym falowaniu ośnieżonych wierzchołków sosen, poranny wiatr stale się wzmagał.Stojące wody w rozlewiskach na obu brzegach rzeki ściął lód, który niemal zbiegał się pośrodku nurtu.W górach zima była już za pasem.W przedziale dziennym dla oficerów Henry kończył rozpalać piecyk, gdy z korytarza wszedł Claremont.Pułkownik minął śpiącego na po­dłodze Deakina, jak gdyby go tam nie było, i dziarsko zatarł ręce.Po jego utykaniu z ubiegłej nocy nie zostało ani śladu.- Zimno dziś, Henry.- Jeszcze jak.Podać śniadanie? Carlos już wszystko przygotował.Claremont podszedł do okna, odsunął zasłonę, przetarł zaparowaną.szybę i wyjrzał bez entuzjazmu.Potrząsnął głową.- Później.Wygląda na to, że pogoda się psuje.Zanim spaskudzi się na dobre, chciałbym połączyć się z Reese City i Fortem Humboldta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •