[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Siedemdziesiąt lat grzebania wziemi, racje zmniejszone o połowę, gdy nie wykonaliśmy normy, aoni.oni.Ruszył chwiejnym krokiem w stronę koszar.Smętek dogonił gopośpiesznie.-Jak rozumiem, z początku tego nie robili.Dopiero od, hmm, kilkudziesięcioleci.Złoże było wyczerpane, urobek niewart oczyszczania.Przykro mi, Ho.Drzwi nie chciały się otworzyć.Gdy mag uderzył w nie barkiem,chcąc je wywalić, Smętek podszedł bliżej i wysunął dwa kliny.Hootworzył drzwi.Strażnicy leżeli albo siedzieli na podłodze.Ci, którzymogli to zrobić, wstali na jego widok.Ujrzawszy Smętka, wzdrygnęlisię trwożnie.Niemal wszyscy mieli na głowach krwawiące rany,otoczone ciemnymi, czarno-fioletowymi siniakami.Mag ponowniepomyślał o wystruganych przez jego towarzysza pałkach.A więcjednak były bronią. Kto jest głównodowodzącym oficerem? Niski, szeroki w barach mężczyzna z jasną brodą wstał i podszedłbliżej.- Jestem kapitan Galith.A kim ty jesteś', na Otchłań?- Czy to prawda, że wyrzucaliście całą rudę, jaką wysyłaliśmy nagórę?Na twarzy kapitana pojawił się uśmiech zrozumienia.-Tak, takie zasady obowiązywały już w chwili, gdy tu przybyłem,pięć lat temu.Sprawdzaliśmy każdy transport i wyrzucaliśmywszystko, co nie spełniało wymogów.Ho przesunął dłonią po krótko ostrzyżonych włosach.Poczuł, że poskroniach spływają mu kropelki potu.- A powiedz mi.jak często się zdarzało, że te wymogi spełniano?Uśmieszek przerodził się w wyraz drwiącego wyzwania.- Nigdy.Ho złapał oficera za koszulę.- Chodz ze mną - warknął i pociągnął go za sobą ku krawędzi dołu.Smętek popędził za nimi.- Co chcesz zrobić, Ho? Wrzucić go do środka? Nie mogę na topozwolić.- Nie możesz.- Mag umilkł, spoglądając na niskiego, mus-kularnego Napańczyka.- Za kogo się właściwie uważasz? Jesteś tu odkilku miesięcy i myślisz, że wszystko wiesz? To stara sprawa.- Ci ludzie poddali się mnie.Nie tobie.Są pod moją opieką.Hospojrzał na malazańskiego oficera, zaczerpnął głębokotchu, by się uspokoić, i rozluznił pięść.Kapitan Galith wyszarpnąłkoszulę.- Nie miałbyś odwagi tego zrobić - wychrypiał.Ho zamachnął się i uderzył go na odlew w skroń.Mężczyzna padłna ziemię i znieruchomiał.Smętek odskoczył do tyłu, chwytając zarękojeść jednego z mieczy.- Jak to zrobiłeś?! - zawołał, mrużąc groznie powieki.- A jak ty i Frykas pokonaliście dwudziestu strażników? Napańczykwyprostował się i pochylił głowę, przyznając racjęHo.Uśmiechnął się.- Zaskoczyliśmy ich. - Jeśli skończyliście już się popisywać, to może moglibyśmy sięzastanowić, jak opuścimy tę wyspę.Obaj mężczyzni spojrzeli na pękatą, siwowłosą kobietę.- Posłuchaj - odezwał się niecierpliwie Ho.- Jak właściwie sięnazywasz, na Aaskawość Pani?Skrzyżowała ręce na piersi.- Devaleth Omptol.- Skąd pochodzisz?- Ta nazwa nic ci nie powie.Ho zatoczył oczyma.- Bogowie, kobieto, mamy tu ponad czterdziestu uczonych,historyków i archiwistów.- Z Kobyły.Byłam magiem okrętowym z Czarnego Miasta.- To na Pięści.Kobieta uniosła brwi.- Tak, choć tej nazwy rzadko się już używa.Smętek złapał nieprzytomnego kapitana za nogi i pociągnął go zpowrotem do budynku.- Jesteś magiem okrętowym, hej? To się nam cholernie przyda.- Jeśli któryś z was myśli, że otworzę swoją grotę otoczoną takąilością otataralu, naprawdę jesteście szaleni.Jak właściwie mamy sięwydostać z tej cholernej wyspy? - zapytała oddalającego sięNapańczyka.- Frykas sprowadzi w nocy resztę naszej, hmm, ekipy.Mamystatek.Devaleth warknęła jakieś słowo, które brzmiało jak  Zwietnie!", ioddaliła się.- Dokąd idziesz? - zawołał Ho.Wskazała ręką na wydmy.- Tam jest ocean.Wypiorę w nim ubranie, wyszoruję skórępiaskiem, umyję włosy, a potem zrobię to wszystko od nowa!Spojrzał na brudną, wytartą kamizelkę, uniósł stopę obutą wzniszczony sandał.Wszystko to było przesycone rudą.Zerknął nakoszary, otworzył szeroko oczy i pobiegł za Smętkiem.- Zaczekaj chwilkę! Ghelel chciała sama wyszczotkować wierzchowca.Polubiładziarską klacz, ale Molk oznajmił, że takimi sprawami zajmują sięregularni żołnierze i jako rotmistrz nie powinna brudzić sobie rąk.Dziewczyna nie widziała nic dziwnego w tym, że oficer sam dba oswojego konia, ale Molk nalegał.Dlatego miała teraz przed sobąkolejny nudny wieczór, wypełniony jedynie czekaniem - nawiadomości z Li Heng albo na jakieś zmiany w sytuacji.Mimopoczątkowych sukcesów oblężenie najwyrazniej ugrzęzło w martwympunkcie.A może napłyną wieści ze wschodu, o zbliżającej sięarmadzie cesarzowej.Albo o tym nowym zagrożeniu: atakach potężnejpirackiej floty, która, korzystając z chaosu, splądrowała Untę, a potemCawn.Zaledwie przed dwoma dniami dotarły do nich informacje, żełupieżcy zrobili się tak zuchwali, że naprawdę maszerują w głąb lądu.W namiotach zakładano się, jak daleko odważą się zapuścić.Najpopularniejszymi typami były ataki na Telo albo Ipras.Jak codziennie od tygodnia - odkąd armia Urka wyruszyła w pole -Ghelel stanęła przed wyborem, który właściwie trudno było taknazwać: mogła leżeć i gapić się na dach namiotu, siedzieć przy ogniskualbo pójść do kwatery dowódcy.Gdyby zmarnowała kolejny wieczórprzy ognisku, musiałaby patrzeć na falarskich kawalerzystów i ichgrubego kapitana, Tonleya, wymieniać docinki i przechwałki z Seti, atakże pić olbrzymie ilości alkoholu,  wyzwolonego" tego dnia przezżołnierzy.Najczęściej było to piwo, choć od czasu do czasu trafiały sięteż beczułki destylowanego trunku, a nawet bukłaki z miodem.Gdybyzaś udała się do namiotu dowodzenia, no cóż, jeszcze bardziejzbliżyłaby się do komendanta Ullena.Przychodziło jej to przerażającołatwo.Co by pomyślał markiz? Albo Choss? Czy zaaprobowaliby to?Wciągnęła rękawiczki, by ochronić ręce przed nocnym chłodem, ispojrzała na wschód, gdzie rozciągały się płaskie, żyzne brzegi Idrynu.Gdzieś tam, kilka dni drogi stąd, maszerowała ku nim horda obdartychłupieżców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •