[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jim, jak ci mogę pomóc, skoro cię nie widzę? Czy to ty? Jest z tobą Alison?- Coś.się.stało.Nie mogliśmy.Znów zapadło milczenie, potem usłyszałem ciężkie stąpanie przy kępie ostrokrzewów na skraju lasu.Postąpiłem raźno w tym kierunku, świecąc latarką, by coś zobaczyć wśród ciemnozielonych lśniących liści.- Jim, jesteś tam? Widzisz moje światło? Po chwili ciszy usłyszałem:- Taaak.Maasoon.Widzę.Nie.podchodź.- Co się z tobą stało? Znaleźliśmy Olivera.Przyjechaliśmy was ostrzec, żebyście nie pili wody i go znaleźliśmy.- Wiemy.o Oliverze.Był.zbyt powolny.- Jak to? Co się tam stało? Jak on utonął?- Był.zbyt.powolny.Nie.pił.tak szybko.jak trzeba.Nie.starczyło.mu.czasu.na.- Jim, na co? Żeby mu wyrósł pancerz? Aby uciekł przed wodą? Skąd ona się tam wzięła? Jak oni napełnili cały pokój?Cały czas, gdy Jim przemawiał gardłowym, chropowatym głosem, okrążałem kępę krzewów, starając się coś dostrzec.Krzaki rosły tak gęsto i były tak kolczaste, że każdy, kto by się chciał między nimi ukryć, podarłby sobie skórę na strzępy, ale widać Jim znalazł szczelinę w tym gąszczu.Jeśli natomiast pokrywał go pancerz, to mógł się wepchnąć bez najmniejszego draśnięcia między najostrzejsze kolce.Modliłem się, bym się mylił.Modliłem się, by zostało w nim coś z człowieka.- Gdzie Alison? - zawołałem.- Jest tu z tobą?- Nie.mogę.powiedzieć.- Nie wiesz, czy nie chcesz?- Poszła.- Co masz na myśli? Dokąd poszła?- Nie.mogę.powiedzieć.- No to czego ode mnie chcesz? Przybiegł do mnie śmiertelnie przerażony Paul Denton i twierdził, że potrzebujesz mojej pomocy.Wiec jestem i chce wiedzieć, jak ci pomóc.Znów zapadło milczenie.Powąchałem mokre powietrze, z całą pewnością czuć było rozkładającą się rybę.Postąpiłem jeszcze parę kroków w stronę krzewów, ale nabierałem coraz większej pewności, że absolutnie nie można się między nie wsunąć.Ja nie mógłbym na pewno.- To.nastąpiło.tak.szybko - odezwał się chrapliwie Jim.Zatrzymałem się.- Co? Co nastąpiło tak szybko?- Zmiana.- Jim - mówiłem z naciskiem - jeśli mam ci pomóc, to muszę cię zobaczyć.To, co z ciebie zrobiła ta woda.- Jesteśmy.znacznie.mocniejsi.- Mocniejsi? A cóż siła ma do tego?- Od.samego.początku.tacy.mieliśmy.być.Uniosłem latarkę i tym razem na pewno zobaczyłem coś ciemnego, lśniącego, co poruszało się między gałęziami.Pochyliłem się do przodu, ale nie rozpoznałem kształtów.Otarłszy krople deszczu z powiek i twarzy, wsunąłem się odrobinę między kłujące ciernie.- Dopiero.teraz.wiemy.gdzie.jest.prawdziwa.siła.i jak.długo.była.uśpiona.- Jim, nie rozumiem, o czym mówisz - rzuciłem niecierpliwie.- Najpierw musisz mi się pokazać, pokazać, co się z tobą stało.To przecież żadna tajemnica.Widziałem Olivera, łuski na jego plecach i udach.Wiem, co się z nim stało, a teraz chcę zobaczyć, jak źle jest z tobą.- Nic.nie.rozumiesz.Nigdy.nie.pojmiesz.wielkości.starożytnego.świata.Odchrząknąłem zdenerwowany.- Jim, zrób to dla mnie - zacząłem ostrożnie.- Wiem,że chowasz się w tych krzakach i domyślam się, dlaczego tam się wcisnąłeś bez draśnięcia, ale ja tam nie zdołam się wczołgać, rozumiesz? Czy mógłbyś wystawić na zewnątrz rękę? Chcę, żebyś wystawił rękę i pokazał mi, jak ona teraz wygląda.Sądzisz, że tyle dla mnie możesz zrobić?Deszcz zadudnił tak głośno na liściach ostrokrzewów, że odskoczyłem przerażony.Głęboko zaczerpnąłem powietrza i zaparłem się stopami w ziemię, ale marzyłem tylkoo jednym: by się odwrócić i uciec, co sił w nogach.- Nic.z tego.nie.rozumiesz.- Jim - błagałem.- Nie mogę tu tkwić bez końca, a i szeryf Carter niedługo zacznie cię szukać.Jeśli sam nie wyjdziesz, on wypłoszy cię z bronią w ręku.Mówię absolutnie serio.Oboje jesteście podejrzanymi w sprawie śmierci Olivera i dorwą was jak dwa i dwa cztery.Nie możesz kryć się w lesie do końca życia.Jim nie zwrócił uwagi na moje słowa, tylko ciągnął dziwacznym, niewyraźnym głosem:- Ten.dzień.zapowiadano.przed.tysiącami.lat.Byłem zupełnie mokry i przerażony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •