[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moje nazwisko - odparł - ma niewielkie znaczenie.- Ależ panie Sutton.- Pochwalam wasze cele - stwierdził - lecz odnoszę się sceptycznie do metod wprowadzania ich w życie.Ukłonił się lekko całej trójce, siedzącej wciąż w swoich krzesłach.- A teraz muszę iść na lunch - oznajmił.Był już w połowie holu, kiedy ktoś złapał go za łokieć.Odwrócił się, nieco rozgniewany.Był to Hamilton, wciąż trzymający w dłoni przetartą czapkę.- Zapomniał pan - powiedział, podając mu ulotki, które zostawił na podłodze.8.Brzęczyk warknął i Adams wyłączył go.- Słucham?Alice mówiła tak szybko, że słowa zlewały się ze sobą:- Proszę pana, akta.Akta Suttona.- Co z nimi?- Zniknęły, proszę pana.- Ktoś z nich korzysta?- Nie, proszę pana.Zostały skradzione.Adams wyprostował się gwałtownie.- Skradzione?!- Tak jest, proszę pana.- potwierdziła Alice.- Dwadzieścia lat temu.- Ależ dwadzieścia lat.- Sprawdziliśmy zabezpieczenia - odparła.- Ukradziono je dokładnie trzy dni po wysłaniu pana Suttona na 61.9.Prawnik przedstawił się jako Wellington.Pokrył czoło cieniutką warstwą plastykowej emalii, aby ukryć wytatuowany znak.Tatuaż jednak wciąż był widoczny, kiedy patrzyło się z bliska.I jego głos był głosem androida.Bardzo starannie położył kapelusz na stoliku, usiadł precyzyjnie na krześle i umieścił teczkę na kolanach.Podał Suttonowi rulon papieru.- Pańska gazeta - oznajmił.- Leżała pod drzwiami.Pomyślałem, że może chciałby ją pan mieć.- Dziękuję - powiedział Asher.Wellington odchrząknął.- Czy nazywa się pan Asher Sutton? - zapytał.Sutton skinął głową.- Reprezentuję pewnego robota, który powszechnie był nazywany Busterem.Może go pan sobie przypomina?Asher pochylił się gwałtownie do przodu.- Czy go pamiętam?! Przecież był dla mnie drugim ojcem.Wychował mnie po śmierci moich obojga rodziców.Był w mej rodzinie niemal od czterech tysięcy lat.Wellington ponownie odchrząknął.- Zgadza się - przytaknął.Sutton odchylił się w fotelu, gniotąc w ręku gazetę.- Nie chce mi pan powiedzieć.Android pomachał uspokajająco ręką.- Nie, nie ma żadnych kłopotów.To znaczy, jeszcze ich nie ma.Do chwili, kiedy pan zechce mu je sprawić.- Co takiego zrobił? - zapytał Sutton.- Uciekł.- Dobry Boże! Uciekł.Dokąd?Wellington poprawił się niepewnie w krześle.- Sądzę, że na jedną z gwiazd Wieży.- Ależ - zaprotestował Sutton - to strasznie daleko.Prawie na krawędzi.Android skinął głową.- Kupił sobie nowy korpus, statek i wyposażył go.- Za co? - zapytał Sutton.- Buster nie miał pieniędzy.- Owszem, miał.Oszczędzał je, jak pan powiedział, przez cztery tysiące lat.Napiwki od gości, prezenty gwiazdkowe, takie czy inne zarobki.Mógł dość dużo zaoszczędzić.przez cztery tysiące lat.Lokował je na procent, wie pan?- Dlaczego uciekł? - zapytał Asher.- Co ma zamiar zrobić?- Postanowił wystąpić o przydział planety.Nie wymknął się chyłkiem.Wypełnił zgłoszenie, więc może go pan odnaleźć, jeżeli pan zechce.Użył nazwiska rodziny, proszę pana.Trochę się tym martwił.Miał jednak nadzieję, że nie będzie pan miał nic przeciwko temu.Sutton pokręcił głową.- Ależ skąd - rzekł.- Miał prawo do tego nazwiska.W równym stopniu jak ja.- Nie zgłasza więc pan sprzeciwu? - spytał prawnik.- Chodzi mi o całokształt sprawy.W końcu był pańską własnością.- Nie zgłaszam - oznajmił Asher.- Ale liczę na to, że się z nim kiedyś zobaczę.Zadzwoniłem do mojego dawnego mieszkania, lecz nikt się nie zgłaszał.Pomyślałem, że może wyszedł.Wellington sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.- Zostawił list do pana - oświadczył.Sutton wziął pismo.Na kopercie widniało jego nazwisko.Odwrócił ją, ale nic tam nie było.- Pozostawił również - ciągnął android - pod moją opieką zniszczony kufer.Powiedział, że zawiera pewne stare dokumenty rodzinne, które może pana zainteresują.Sutton siedział w milczeniu i nie widzącym wzrokiem patrzył na pokój.Przy bramie rosła jabłoń i co roku młody Ash Sutton objadał się zielonymi jabłkami.Potem chorował i Buster za każdym razem najpierw go czule pielęgnował, a później sprawiał mu solidne lanie, żeby w ten sposób nauczyć go szacunku dla własnej przemiany materii.Kiedy zaś chłopak sąsiadów pobił Ashera, gdy wracali ze szkoły, Buster zaprowadził go na podwórko i pokazał, w jaki sposób walczyć, posługując się zarówno rękami, jak i głową.Sutton mimo woli zacisnął pięści, przypominając sobie uczucie satysfakcji oraz poobijane do krwi kostki palców.Chłopak sąsiadów przez tydzień chodził z podbitym okiem, a później stał się jego najlepszym przyjacielem.- Co do kufra.- zaczął znów Wellington.- Czy mam go panu dostarczyć?- Tak - odparł Sutton.- Jeżeli mogę pana prosić.- Będzie tu jutro rano - obiecał prawnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •