[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie każdemu mogę się z tego zwierzyć.Mój Ludek Skalny mieszka w zatoce.Przed nadejściem zimy odwiedzałem ich prawie co wieczór.Teraz muszę czekać do wiosny, ale wtedy znowu ich tam zastanę, bo tacy jak oni nie odchodzą — to jest właśnie piękne.Najwcześniej poznałem Norę i zdaje mi się, że ją kocham najwięcej.Mieszka w zatoce Andrzeja, ma czarne włosy, czarne oczy i wie wszystko o syrenach i wodnikach.Żeby też pani posłuchała jej opowieści.Potem są dwaj Bracia Żeglarze.Oni nie mieszkają nigdzie, żeglują bezustannie, ale często lądują, ażeby pogawędzić ze mną.Są to dzielni podróżnicy, widzieli już wszystko na świecie, a nawet więcej.Czy pani wie, co się zdarzyło raz młodszemu Żeglarzowi? W wędrówce swej trafił na Szlak Księżycowy.Szlak Księżycowy jest to droga, którą księżyc w pełni znaczy na wodzie, wychodząc z morza.Pani wie, prawda? A więc młodszy Żeglarz płynął po Szlaku, aż dostał się na księżyc.Tam ujrzał małe złote drzwiczki, które otworzył i szybko przez nie przepłynął.Miał tam cudowne przygody, ale nie mogę ich opisywać, bo list byłby za długi.Jest tam jeszcze Złota Pani z Pieczary.Pewnego dnia znalazłem dużą pieczarę na brzegu, wszedłem do niej i po chwili spotkałem Złotą Panią.Ma długie włosy aż do stóp, a suknia jej mieni się i błyszczy jak szczere złoto.Na swej złotej harfie gra dzień cały.Jeśli nasłuchiwać uważnie, to słyszy się tę muzykę wzdłuż całego brzegu, ale wszyscy mysią, że to wiatr szumi między skatami.Nigdy nie mówiłem Norze o Złotej Pani.Bałem się ją urazić.Ona jest urażona nawet, gdy za długo rozmawiam z Braćmi Żeglarzami.Spotykałem zawsze Braci Żeglarzy na Szarych Skałach.Młodszy jest bardzo łagodny, ale starszy ma często groźną minę.Podejrzewam starszego, że chętnie zostałby korsarzem.Jest w nim cos bardzo tajemniczego.Kiedyś zaklął, więc powiedziałem mu, że jeśli chce się tak zachowywać, to niech nie przychodzi do mnie na pogawędkę, bo przyrzekłem babuni nie zadawać się z nikim, kto klnie.Przeraził się bardzo i obiecał mi, że jeśli mu wybaczę, to zabierze mnie do Krainy Zachodu Słońca.I naprawdę następnego wieczora, gdy siedziałem na Szarych Skałach, starszy Żeglarz przybył po mnie w zaczarowanej łodzi.Łódź mieniła się blaskiem pereł i tęczy, jak wnętrze muszli, a żagiel jak światło księżyca.Popłynęliśmy wprost do Zachodzącego Słońca.Pomyśl tylko, droga nauczycielko: byłem w Krainie Zachodu Słońca.Ciekaw jestem, jak ty ją sobie wyobrażasz.Jest to kraina samych kwiatów, niby wielki ogród.Wpłynęliśmy do portu, błyszczącego jak złoto.Wprost z łodzi wyskoczyłem na łąkę żółtych jaskrów, wielkich jak róże.Przebywałem tam bardzo długo.Zdawało mi się, że to rok cały, ale starszy Żeglarz powiedział, że zaledwie kilka minut.W Krainie Zachodu Słońca czas wydaje się o wiele dłuższy niż u nas.Kochający Panią uczeńJaś IrvingPS.Rozumie się, ze ten cały list to bajka, droga nauczycielko.XII.Sądny dzień w szkoleNastąpiło to po bezsennej nocy, spowodowanej nieznośnym bólem zębów.Wstawszy z łóżka w ciemny, ponury poranek zimowy Ania doznała uczucia, iż życie jest smutne i bezwartościowe.Udała się do szkoły w bynajmniej nie anielskim usposobieniu.Twarz jej spuchła, a ból dokuczał srodze.W klasie było zimno i pełno dymu, gdyż nie można było rozpalić ognia.Drżące z chłodu dzieci skupiały się po kątach.Tonem ostrzejszym niż kiedykolwiek Ania kazała im zająć miejsca.Antoś Pye poszedł na swe miejsce ze swą zwykłą impertynencką miną, szepnął coś sąsiadowi i zerknął ku Ani z drwiącym uśmieszkiem.Zdawało się Ani, że szyferki nigdy nie skrzypiały o tabliczki tak jak tego poranka.Gdy Basta Shaw szła do tablicy ze swymi rachunkami, potknęła się o szufelkę z węglem i upadła jak długa.Skutki tego były opłakane.Jej własna tabliczka stłukła się na kawałki, węgiel rozsypał się po podłodze, a na widok umorusanej twarzyczki Basi chłopcy wybuchnęli głośnym śmiechem.Ania odwróciła się od grupy uczniów, których czytania słuchała.— Doprawdy, Basiu — rzekła lodowatym tonem — jeśli nie potrafisz się ruszyć, nie zawadzając o wszystko po drodze, siedź lepiej na miejscu.Przecież to okropne, żeby dziewczynka w twoim wieku była taka niezdarna.Biedna Basta wróciła na miejsce, a łzy jej, pomieszane z pyłem węglowym, jeszcze bardziej pobudziły dzieci do śmiechu.Nigdy dotąd ta ubóstwiana nauczycielka nie przemawiała do niej takim tonem, więc Basta była niepocieszona.Ania sama uczuła jakiś niepokój sumienia, ale to spotęgowało tylko jej zdenerwowanie i do dziś dnia klasa pamięta zapewne tę lekcję i bezlitosny wymiar kar w postaci niezliczonej ilości zadań.Podczas gdy Ania zajęta była przeglądaniem zeszytów, do klasy wpadł zdyszany Saint–Clair.— Saint–Clair, spóźniłeś się o całe pół godziny — zwróciła się doń surowo — czemu to?— Przepraszam panią, musiałem pomagać mamusi przy robocie puddingu, bo spodziewamy się gości na obiad, a Klarysa–Almira jest chora — brzmiała odpowiedź.Pomimo że wygłoszona była tonem pełnym szacunku, wywołała ogólną wesołość wśród uczniów.— Siadaj na miejsce i za karę odrób sześć zadań numer osiemdziesiąty czwarty — rzekła Ania,Saint–Clair zdawał się zdumiony jej tonem, ale posłusznie zasiadł w ławce i wyjął tabliczkę.Po chwili zaś ukradkiem podał Józiowi Sloane jakąś maleńką paczuszkę.Ania jednak zauważyła to i w mgnieniu oka wytłumaczyła sobie, o co chodzi.W ostatnich czasach stara pani Sloane, ażeby powiększyć swe skromne dochody, zajęła się wypiekiem i sprzedażą orzechowych makaroników.Był to ulubiony przysmak malców i Ania miała dosyć kłopotu z tego powodu.Po drodze do szkoły chłopcy opróżniali swe skarbonki u pani Sloane, ciastka przynosili do klasy i podczas lekcji potajemnie zjadali je i częstowali kolegów.Wreszcie Ania zapowiedziała dzieciom, że będzie odbierała każde przyniesione do szkoły ciastko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •