[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Witaj w domu — szepnął i ramię przy ramieniu przestąpili oboje próg domku swych marzeń.VI.Kapitan JimStary doktor Tomasz i pani doktorowa przybyli do małego domku, by powitać młodą parę.Doktor był wysokim, wesołym, starszym panem o białych bokobrodach, a pani doktorowa miłą, o różowych policzkach damą, która od pierwszego wejrzenia odniosła się do Ani z całą serdecznością.— Taka jestem rada, kochanie, że cię widzę.Musiałaś się bardzo zmęczyć.Obiad już przygotowany, a kapitan Jim przyniósł wam nawet kilka pstrągów.Kapitanie, gdzie pan jest? Ach, zdaje mi się, że już się wymknął, aby zajrzeć do konia.Chodź, dziecko, na górę przebrać się.Ania, idąc po schodach z doktorową do swego pokoiku, przyglądała się całemu otoczeniu rozradowanymi i pełnymi uznania oczyma.Urządzenie jej nowego domku, w którym, zdawał się panować duch Zielonego Wzgórza, przypadło jej bardzo do serca.— Zdaje mi się, że w pannie Elżbiecie Russel znalazłabym pokrewną duszę — szepnęła do siebie, kiedy została sama.Pokój ten miał duże okna szczytowe, które wychodziły na latarnię Czterech Wiatrów.— „Czarodziejskie okno w dalekiej krainie duchów” — zadeklamowała cicho Ania, spoglądając na spienione fale zagniewanego morza.Z drugiego okna widziało się dolinę, zasłaną złocistymi polami, środkiem której płynął mały strumyk.Idąc w górę strumyka, w oddaleniu pół mili, widniał jedyny dom, jaki znajdował się w pobliżu — stara, szara i szeroka budowla, której okna spoza wysokich wierzb patrzyły w ciemną dal, na kształt lękliwych, pytających oczu.Ania zastanawiała się, kto mógł zamieszkiwać ten dom.Mieszkańcy jego byli jej najbliższymi sąsiadami i spodziewała się, że będą mili.Nagle przypomniała sobie dziewczynę z gąskami, którą spotkała niedawno po drodze.„Gilbert był zdania, że ona nie stąd pochodzi — rozmyślała Ania — ja jednak jestem pewna, że należy do tych stron.Było w niej coś, co stanowiło cząstkę i morza, i nieba, i zatoki.Cztery Wiatry leżą u niej we krwi”.Kiedy Ania pokazała się na dole, Gilbert właśnie zajęty był koło kominka rozmową z obcym jakimś panem.Obaj zwrócili, się w stronę wchodzącej Ani.— Aniu, to jest kapitan Boyd.Panie kapitanie, oto moja żona.Po raz pierwszy Gilbert nazwał Anię przed obcym człowiekiem „moją żoną” i omal z tego powodu duma go nie rozsadziła.Stary kapitan wyciągnął żylastą rękę.Oboje uśmiechnęli się do siebie i od tej chwili pozostali przyjaciółmi.Pokrewne dusze spotkały się.— Jestem rad, że panią poznałem, i spodziewam się, że pani będzie tak szczęśliwa jak pierwsza panna młoda, która tu mieszkała.Niczego lepszego nie mogę pani życzyć.Ale pani mąż nie przedstawił mnie należycie.Nazywam się kapitan Jim i proszę, aby mnie pani również tak tylko nazywała.Pani jest doprawdy bardzo miłą, małą kobietką.Gdy patrzę na panią, czuje się, jakbym sam był kiedyś żonaty.Wśród ogólnego śmiechu, jaki nastąpił po tych słowach, pani doktorowa poprosiła kapitana Jima, by został z nimi na obiedzie.— Dziękuję bardzo serdecznie, to będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością, pani doktorowo.Musi pani wiedzieć, że najczęściej spożywam obiad w towarzystwie mej własnej podobizny odbitej w wiszącym naprzeciw zwierciadle.Nieczęsto mam sposobność siedzieć przy stole z dwiema tak uroczymi damami.Komplementy kapitana Jima mogłyby wydawać się na papierze bardzo blade, gdyby nie to, że mówił je spokojnie, z uszanowaniem, w którym równocześnie przebijało tyle uprzejmości, że kobieta, dla której były przeznaczone, mogła je przyjąć z uczuciem prawdziwej dumy.Kapitan Jim był człowiekiem prostolinijnym, o szlachetnej duszy, z ogniem wiecznej młodości w oczach i sercu.Była to wysoka, dość niezgrabna, nieco pochylona postać, w której się jednak wyczuwało wielką siłę i wytrwałość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •