[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pan Casaubon! Widzę, że czytamy te same książki.Podałem mu rękę.- Jestem już od jakiegoś czasu doktorem.Być może stanę do konkursu na stanowisko w policji, jak doradzał mi pan tamtego przedpołudnia.Wtedy będę jako pierwszy dostawał książki.- Wystarczy przyjść jako pierwszy - odparł.- Ale książka wróciła, weźmie ją pan później.Teraz pozwoli pan, że postawię mu kawę.Zaproszenie wprawiło mnie w zakłopotanie, ale trudno było się wykręcić.Usiedliśmy w pobliskim barku.Zapytał, jak to się stało, że zainteresowałem się misją Indii, a ja miałem ochotę odwzajemnić mu się pytaniem, dlaczego on się tym zainteresował, ale postanowi­łem przede wszystkim zabezpieczyć sobie tyły.Wyjaśniłem, że dla zabicia czasu kontynuuję moje studia nad templariuszami.Według von Eschenbacha templariusze opuścili Europę i udali się do Indii, jak twierdzą niektórzy - do królestwa Agarrtha.Teraz jego kolej odkryć karty.- Już raczej ciekawsze jest pytanie, dlaczego pan się tym zainte­resował? - spytałem.- Och, wie pan - odparł - odkąd doradził mi pan książkę o templariuszach, zacząłem studiować ten temat.Powiada mi pan, że od templariuszy dochodzi się prostą drogą do Agarrtha.- Touche.Potem dodał: - Żartowałem.Szukałem tej książki z innych powo­dów.Dlatego że.- zawahał się.- Krótko mówiąc, kiedy nie je­stem na służbie, odwiedzam biblioteki.Żeby nie zmienić się w ma­szynę albo żeby nie być urzędnikiem kwestury, może pan wybrać formułę, która wyda się panu sympatyczniejsza.Proszę mi jednak opowiedzieć o sobie.Zagłębiłem się w referowanie autobiografii aż do cudownej histo­rii metali.- Czy jednak w tym wydawnictwie, no i tym obok, nie zajmuje­cie się książkami poświęconymi naukom tajemnym?Skąd wiedział o Manuziu? Zebrał informacje, kiedy miał na oku Belba? Czy też nadal tropi Ardentiego?- Ponieważ mnóstwo typów w rodzaju pułkownika Ardentiego trafiło do Garamonda, a Garamond odsyłał ich do Manuzia - pan Garamond doszedł do wniosku, że warto ten kontakt podtrzymy­wać.Zdaje się.że można na tym zarobić.Jeśli szuka pan facetów w rodzaju starego pułkownika, tam będzie miał ich pan pod dostat­kiem.- Tak, ale Ardenti zniknął.Mam nadzieję, że pozostali nie.- Nie, i czasem myślę sobie: niestety.Ale zaciekawił mnie pan, komisarzu.Wyobrażałem sobie, że ludzi, którzy znikają albo dzieje się z nimi coś gorszego, ma pan codziennie ile dusza zapragnie.I każdemu poświęca pan tyle.czasu?Spojrzał na mnie z rozbawioną miną.- A dlaczego sądzi pan, że w dalszym ciągu poświęcam czas puł­kownikowi Ardentiemu?No dobrze, odbił piłkę.Musi odkryć karty, a ja muszę zdobyć się na odwagę i w nie zajrzeć.Nie miałem nic do stracenia.- Ależ, komisarzu, wie pan wszystko o Garamondzie i Manuziu, przychodzi pan tutaj po książkę o Agarrtha.- Jak kto, czyżby Ardenti mówił coś o Agarrtha? Znowu celny cios.Rzeczywiście, o ile pamiętałem, Ardenti napo­mknął o Agarrtha.Sparowałem cios:- Nie, ale opowiedział jakąś historię o templariuszach, pamięta pan?- Słusznie - przyznał.Potem dodał: - Niech pan jednak nie myśli, że zajmujemy się danym przypadkiem, dopóki go nie wyjaśni­my.Tak to wygląda tylko w telewizji.Policjant jest jak dentysta, przy­chodzi pacjent, powierci mu się w zębie, włoży lekarstwo i każe przyjść znowu za dwa tygodnie, a w tym czasie przyjmuje się stu innych pacjen­tów.Sprawa taka jak pułkownika może leżeć spokojnie w archiwum przez dziesięć lat, a potem w toku innej sprawy, wskutek czyjegoś ze­znania, ujawnia się jakaś nowa okoliczność, trach, olśnienie i człowiek przez jakiś czas znowu o tym myśli.A jeszcze potem przychodzi ko­lejne olśnienie.albo nie przychodzi i wtedy po sprawie.- A na co takiego natknął się pan ostatnio, że nastąpiło olśnie­nie?- Nie sądzi pan, że to pytanie jest odrobinę niedyskretne? Ale proszę mi wierzyć, nie ma żadnej tajemnicy.Sprawa pułkownika stała się aktualna zupełnie przypadkowo.Mamy kogoś na oku z cał­kiem innych powodów i zwróciliśmy uwagę na fakt, że jest to bywa­lec klubu Picatrix, słyszał pan o nim?- Nie, znam pismo, ale stowarzyszenia nie.Co się tam stało?- Och, nic, nic, to spokojni ludzie, może odrobinę egzaltowani.Ale przypomniałem sobie, że bywał tam również Ardenti, a cała fa­chowość policjanta polega na pamiętaniu, gdzie już słyszał jakieś nazwisko lub widział jakąś twarz.Nawet po dziesięciu latach.I w ten sposób doszedłem do pytania, co słychać u Garamonda.To wszystko.- A co klub Picatrix ma wspólnego z wydziałem politycznym?- Ta natarczywość wynika zapewne z czystego sumienia, ale robi pan wrażenie człowieka strasznie ciekawskiego.- Przecież to pan zaprosił mnie na kawę.- To prawda, i żaden z nas nie jest na służbie.Proszę pomyśleć, z pewnego punktu widzenia na tym świecie wszystko wiąże się ze wszystkim.- Wspaniała subtelność hermetyczna - pomyślałem.Jednak komisarz natychmiast dodał: - Nie twierdzę wcale, że ci lu­dzie mają coś wspólnego z polityką, ale wie pan.Kiedyś szukaliś­my czerwonych brygad w czynszowych kamienicach, a czarnych w klubach zajmujących się sztuką wojenną, ale dzisiaj mogłoby się okazać, że jest na odwrót.Żyjemy w dziwacznym świecie.Zapew­niam pana, dziesięć lat temu mój zawód był łatwiejszy.Dzisiaj na­wet ludzie zaangażowani nie mają religijnego podejścia do ideologii.Bywają dni, że wolałbym pracować w wydziale do walki z narkoma­nią.Przynajmniej jeśli ktoś sprzedaje heroinę, sprzedaje heroinę i nie ma tu miejsca na żadne wątpliwości.Stawia się na wartości nie­wątpliwe.Przez chwilę milczał, wahając się - tak mi się w każdym razie zdawało.Potem wyjął z kieszeni notesik, który wyglądał jak książe­czka do nabożeństwa.- Panie Casaubon, z racji swojego zawodu zna pan ludzi dziw­nych, a w bibliotekach wyszukuje książki jeszcze dziwniejsze.Pro­szę mi pomóc.Co pan wie o Synarchii?- No i wyjdę zaraz na głupca.Prawie nic.Słyszałem o tym w związku z Saint-Yves'em, i to wszystko.- A co się na ten temat mówi?- Jeśli nawet coś się mówi, do mnie to nie dociera.Prawdę mó­wiąc, pachnie mi faszyzmem.- I rzeczywiście, wiele z tych tez zostało podchwyconych przez Action Frangaise.I gdyby na tym się wszystko kończyło, nie byłoby problemu.Spotykam grupkę, która mówi o Synarchii, i wiem, jakie ma zabarwienie.Ale pogłębiam swoją wiedzę na ten temat i oto do-wiaduję się, że w 1929 roku niejacy Vivian Postel du Mas i Jeanne Canudo zakładają stowarzyszenie Polaris, dla którego natchnieniem jest mit Króla Świata, a następnie propagują projekt synarchiczny: służba społeczna przeciwko kapitalistycznemu wyzyskowi, wyelimi­nowanie walki klas poprzez ruchy spółdzielcze.Wygląda to na soc­jalizm typu fabiańskiego, ruch personalistyczny i jednocześnie wspól­notowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •