[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Trochę się połamała wyjaśnił Mark. Ale to nie problem, najważniejsze, żeżyjemy. Dla ciebie wszystko nie problem, ty jesteś cały.Rozejrzałem się.Dookoła nas, w promieniu jakichś stu metrów, leżały kawałki szy-bowca.Tutaj brzeg był równy i absolutnie pusty: pagórki, piasek, rzadkie, wątłe krzacz-ki.Szum morza nad urwiskiem za mną był prawie niesłyszalny. Helen! krzyknąłem.Odwróciła się. Dziękuję!Popatrzyła na mnie, nic nie rozumiejąc.66 Helen, jesteś odważniejsza od każdego mężczyzny! powiedziałem. I zdolniejsza! Dziękuję, że uratowałaś nam życie, że nie wpadłaś w panikę.Może je-stem tylko złodziejem, ale i tak będę się za ciebie modlił do Siostry i Zbawiciela!Dziewczyna wzruszyła ramionami.Jej błękitny mundur był porwany, prawie całąbluzkę poświęciła na łubki.Ale moje słowa sprawiły jej wyrazną przyjemność. Niedobry ze mnie awiator, Ilmarze złodzieju.Rozbiłam szybowiec.Wiesz, ile takiszybowiec kosztuje?Skąd miałbym wiedzieć? Pewnie dużo.Może przez całe życie tyle nie ukradnę. Dobry z ciebie awiator, Helen.Dziękuję. A przecież ty do Vigo ciągnęłaś, Nocna Wiedzmo powiedział nagle Mark. Do garnizonu szybowców, dlatego omal nie zginęliśmy! Bardzoś domyślny, Markus odezwała się Helen.Chłopiec uśmiechnął się.Był spokojny i pewny siebie.Nawet umorusana twarz,brudne ubranie i podarte spodnie nie mogły skryć tej pewności. Spadliśmy gdzieś w okolicach Bajonny powiedział Mark. Znajome miej-sca? Nie zginiemy uspokoiłem go. Dotrzemy do miasta, podjemy sobie trochę.dobrą szynkę tu robią.przebierzemy się.Bądz spokojny, nie porzucę cię.Coś mnie niepokoiło.Wszystko szło nie tak. A skąd wezmiemy pieniądze? Będziesz kradł?Zawahałem się, ale jednak sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem żelazną cegiełkę. Sukinsyn! wrzasnęła Helen. Dodatkowy ciężar!Nie odpowiedziałem.Cegiełka ważyła niewiele.Ale wystarczy, żeby do domu doje-chać.Mark uśmiechnął się, patrząc na żelazo.Nie zauważył, że zabrałem je z kupieckiejskrytki. Możesz wstać, Ilmar?Spróbowałem. Na razie nie.Nie stój tak, mały, pomóż mi nogi rozetrzeć. Jak nie możesz, to dobrze powiedział nagle Mark.Oczy miał przepraszające, ale nie za bardzo. A nogi sam sobie rozmasujesz.Dobrze.Czas na mnie, Ilmarze złodzieju.Dziękujęci za wszystko, a teraz się rozejdziemy.Opadła mi szczęka.A Helen zaczęła się śmiać, odrzucając do tyłu głowę.Radośnie i naturalnie. I tobie dzięki, Nocna Wiedzmo powiedział Mark. Naprawdę jesteś najlep-sza z najlepszych. Nie uciekniesz, Markus przestała się śmiać. I tak cię złapią.Wiesz o tym.67 Wiem przyznał. Ukorz się, chłopcze, ukorz i poddaj.Dom ci wybaczy. To już nie twoja sprawa uciął Mark. Martw się o siebie. Co to, gnojku, odchodzisz? wrócił mi dar mowy. Ja cię od kopalni wybawi-łem, a ty mnie porzucasz? Uduszę cię, szczeniaku!Chłopiec wsunął rękę w powietrze.Jego wargi poruszyły się.Po raz pierwszy widziałem, jak ktoś sięga w Chłód, w biały dzień i tak blisko mnie.Błysk promień słońca na klindze, która pojawiła się znikąd.Poryw wiatru.Zimnego wiatru.Mark stał z kindżałem w ręku i patrzył na mnie. Godny czyn dla chłopca twojej krwi odezwała się Nocna Wiedzma.Mark jakby jej nie słyszał.Podał mi nóż, trzymając za ostrze, jak należało. Za uratowanie mnie, Ilmarze złodzieju, daję ci klingę Domu i nadaję tytuł hrabie-go. zawahał się, hrabiego Smutnych Wysp.Helen ze śmiechu przewróciła się na ziemię.Uderzyła się w złamaną rękę, jęknęła,nie przestając się śmiać. Władaj zgodnie z prawem, używaj, jak nakazuje ci honor.Odruchowo przyjąłem kindżał.Popatrzyłem na wzór rękojeści, na wytrawioneostrze.Przecież to naprawdę herb Domu.Orzeł lecący z mieczem w łapach.Czyżby Mark pochodził z tak znamienitego rodu, że od najmłodszych lat możenadawać tytuły? %7łegnaj, Ilmarze złodzieju.Chłopak odwrócił się i poszedł.Plecy miał napięte, jakby się bal, że rzucę kindżałem.Ale szedł spokojnie, bez pośpiechu: po piasku, przez krzaki, coraz dalej. Hrabio Ilmarze, czy biedny awiator może siąść w waszej obecności?Helen stała nade mną, lekko przygięta w kpiącym pokłonie. Władco Smutnych Wysp, czemuście w takim pośpiechu opuścili swoje włości?Nie wytrzymała, znowu parsknęła śmiechem, jak młoda głupia koza.Usiadła obok,powiedziała niemal czule: Hrabia.hrabia złodziej. Nie śmiej się powiedziałem. Wszyscy jesteśmy złodziejami.Hrabiowie też.A śmiać się z chorych to podłość.Ty złamałaś rękę, chłopcu rozum odebrało.Helen pokręciła głową. Nie masz racji, hrabio Ilmarze.On ma prawo nadawać tytuły.A przynajmniejmiał.Ale nie ciesz się za bardzo, szybko pozbawią cię tytułu. Tytułu nie mogą pozbawić odciąłem się, jakbym wziął na poważnie słowao szlachectwie.68 Jeszcze jak mogą.Razem z głową.Daj, rozmasuję ci nogi.W milczeniu zsunąłem spodnie i Helen zdrową rękę zaczęła mi masować golenie.Bez obrzydzenia, nie krzywiąc się na brud i pot.Pewnie nie taki brud w życiu widzia-ła. Z tak znamienitego rodu pochodzi? To ty nawet nie wiesz, kim jest twój przyjaciel? Helen zachichotała. Och,jacyż niewykształceni są teraz hrabiowie.Znamienitego, możesz być pewien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Rodziewiczowna Maria Miedzy ustami a brzegiem puchar
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza (SCAN
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza (2)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- Michail Bulhakow Mistrz i Malgorzata v 1.1
- Sw. Jan Od Krzyza Dziela
- wolnomul
- Beautifully Broken. Tom 2. JeÂśli odejdziesz Cole Courtney
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- m-jak-milosc.pev.pl