[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokładnie - odpowiada Mama Alfa.- Dlatego właśnie tomy będziemy je śpiewać.Robert Bass krztusi się herbatą.- Ale ja nie umiem śpiewać - mówi słabo.- To nie ma znaczenia, ponieważ nikt cię nie rozpozna.Oboje będziecie przebrani.- Patrzymy na nią w osłupieniu.-Zwięty Mikołaj i jego mały pomocnik - wyjaśnia, wskazującna nas teatralnym gestem.202 - Nie! - jęczy Robert Bass.- Spodziewałam się sprzeciwu ze strony Lucy, ale nie ztwojej - oświadcza lodowatym tonem Mama Alfa.Jestem urzeczona widokiem Roberta Bassa rozpinającegorękawy koszuli i podwijającego je.Co jest z tymi ramionami?Mama Alfa sprawia wrażenie nieporuszonej.- To wszystko brzmi cudownie - mówię marzycielsko.- Zdrajczyni - mówi bezgłośnie Robert Bass ponadstołem.Jestem nieco zaskoczona.Ale dopiero kiedy godzinępózniej, po zakończeniu spotkania, proponuję mupodwiezienie do domu, przekonuję się, że wieczór okazał sięfatalny w skutkach.- Nie, dzięki, Lucy.Myślę, że tak będzie bezpieczniej.Winnym świecie miałby na myśli niebezpieczeństwo płynące znaszego niegasnącego pożądania, wymykającego się spodkontroli.Prawda jest niestety bardziej prozaiczna: jestem dlaniego powodem zbyt wielkiego niepokoju, nienależącego dosfery seksualnej.Niespodzianką okazuje się więc to, że kiedy dwa tygodniepózniej zjawiam się w szkole na przyjęciubożonarodzeniowym, Robert Bass entuzjastycznie macha domnie piersiówką.Wychyla się z ubikacji dla dzieci, przebranyza Zwiętego Mikołaja.Od czasu porażki, jaką okazał się wieczór u Mamy Alfa,moje lubieżne uczucia względem niego zaczęły powoli flaczećniczym przebita opona, zwłaszcza po tym, jak odrzuciłpropozycję podrzucenia go do domu.Nie mogłam już dłużejoddawać się fantazjowaniu na temat tego, że w głębi duszy niemoże mi się oprzeć, i wraz z wtargnięciem rzeczywistościmoje zauroczenie zaczęło się wydawać absurdalne.Zaczął miwracać zdrowy rozsądek.203 - Szybko, udało mi się jej uciec - mówi Robert Bassteatralnie, mając na myśli Mamę Alfa.- Dla kurażu.Sam tozrobiłem.Jest całkowicie organiczne.Rozgląda się, czy ktoś nas nie widzi, po czym wciągamnie za ramię do ubikacji i opiera się mocno o drzwi.Opuszcza na dół doczepioną brodę i pociąga łyk tarniówki.- Nie sądzisz, że powinieneś zwolnić? - pytam.Sprawiawrażenie bardziej lekkomyślnego niż zazwyczaj.- Tylko w taki sposób jestem w stanie poradzić sobie z tąkobietą.Przebrała się za Królową Elfów.Ma na sobiemigające lampki.Jak na Oxford Street - bełkocze.Podaje mipiersiówkę i pociągam z niej łyk, by okazać solidarność, inatychmiast robi mi się gorąco.- A może zdejmiesz płaszcz,Lucy? - pyta, pociągając kolejny łyk.- Chyba nie jest pod nimaż tak zle.Ale jest.Pod długim do kostek płaszczem, który pożyczyłmi Tom, mam na sobie kostium elfa, pospiesznie wykonanyna tę okazję przez Mamę Alfa.Choć oświadczyła mi z dumą,że inspiracją do jego powstania był strój do jazdy figurowej nalodzie, podejrzewam, że jego celem jest spowodowaniemaksymalnego upokorzenia.Składa się z krótkiej zielonejsukienki z filcu, przepasanej w talii, z plisowanym dołem takzaprojektowanym, by zmaksymalizował rozmiar mego tyłka.- Co myślisz? - pytam nerwowo.- Ho, ho, ho.To właśnie może pomóc mi przetrwać tenwieczór.Wyglądasz jak jakiś wspaniały przejrzały owoc, jakrenkloda - stwierdza, cofając się kilka kroków i wpadając nazlew.- Musi być do tego jakaś góra.- Jeszcze nigdy niewidziałam go w takim stanie.Kiedy poszliśmy razem do pubu,jego styl picia był wyraznie powściągliwy.Podchodzę ipomagam mu wstać.- Przepraszam, niczego wcześniej niejadłem - mówi.204 - Jak ci idzie książka? - pytam, starając się przywrócićpozory normalności.- Okropnie.Jestem udupiony.To bzdety.I przewaliłemjuż dwa terminy.Ktoś zaczyna walić do drzwi.- Zwięty Mikołaju, tu Królowa Elfów, i nakazuję ciwyjść.Jest tam z tobą Elf?- Nie! - odkrzykuje.- Już idę, poprawiam tylko strój.Podciąga brodę.Otwór, gdzie powinien mieć usta,znajduje się obok jego prawego ucha.- Dlaczego skłamałeś? - syczę.- Teraz, kiedy wyjdziemyrazem, będzie to wyglądało tak, jakbyśmy robili cośzakazanego.- Wyjdz przez okno - mówi, a mnie owiewają oparytarniówki z jego oddechu.Otwór jest mały i najpierw wystawiam głowę.Już drugiraz w czasie krótszym niż dwa miesiące robię coś takiego iniczego mnie nie nauczył poprzedni raz.Wszystko idzie dobrze, dopóki mój tyłek się nie klinuje.Dół sukienki mam gdzieś wokół ramion i wiem, że jedyne, cooddziela moje pośladki od Roberta Bassa, to para wełnianychrajstop.Wiję się, a on pcha, i w innych okolicznościachmogłoby się to liczyć jako przyjemność.Podnoszę głowę iwidzę, jak chodnikiem idzie Niezła Mamuśka Nr 1.- Nie mam zamiaru o nic pytać - mówi, kiedy wyciągamręce w jej stronę.Zaczyna mnie wyciągać.- Musimyprzekręcić ją lekko na bok! - woła do Roberta Bassa, wyrazniezadowolona z wyzwania.- Ten korek zaraz wyskoczy -piszczy radośnie.Robert Bass przekręca mnie, a ja ześlizguję się nachodnik.Moje poczucie godności jest w strzępach.- My po prostu ćwiczymy - oświadczam jej.- To oknojest tej samej wielkości co komin.205 Pózniej tego wieczoru rozmyślałam o tym wydarzeniu.Wchodziła w rachubę pewna poufałość, bardziej w styluLaurela i Hardy'ego niż Love Story, i przez krótką chwilękontrolę przejął pomysł, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi,jak dwa miesiące temu sugerowała Cathy.Poczułam ulgę.Mogłam teraz przyjąć od Toma naszyjnik, kiedy ponownie siępojawi, w dobrej wierze.206 ROZDZIAA JEDENASTYSiedem lat trzeba znać człowieka, nim rozpali się jegoogieńW chwili, kiedy w Wigilię mój ojciec otwiera drzwi wwełnianej czapce na głowie, wiem już, że Boże Narodzeniebędzie stanowić lekcję dyplomacji.To jedna z tych afgańskichczapek w żywych kolorach i z nausznikami.Możliwe, że topoza w celu sprowokowania Petry, która krzywym okiempatrzy na ten rodzaj buntowniczości w ubiorze.Najbardziejjednak prawdopodobny powód przywdziania tego nakryciagłowy to straszliwy ziąb w wiejskim domu rodziców naobrzeżach Mendips.Zciskam ojca na powitanie, przytulammocno ze szczerego uczucia, ale także po to, by sprawdzić, ilewarstw ubrań ma na sobie.To lepsza wróżba tego, co nasczeka w kwestii temperatury, niż jakikolwiek termometr.- Nie myśl, że nie zdaję sobie sprawy z tego, co robisz,Lucy - szepcze mi do ucha ojciec.- Odpowiedz brzmi: trzy,nie licząc podkoszulka.Temat ogrzewania w domu rodziców jest starszy odemnie.Konsensus jest taki, że dom jest kiepsko ocieplony,kaloryfery niewydolne, a podwójne szyby marne, ponieważzostały tanio kupione od telefonicznego sprzedawcy wpołowie lat siedemdziesiątych.Moi rodzice znani są z tego, żez upodobaniem polują na okazje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •