[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki nim mogę korzystać z wiatru, gdy się pojawia,prawda? Ale my Pike'owie powinniśmy byli zbudować młyn z prawdziwego zda-rzenia zamiast takiego tu kozlaka, gdyby my mieli takie śnieżyce jak ta dwa ty-godnie nazad. Mądrze, że idzie pan z czasem.Młynarz się rozpromienił.Sabrina natomiast przezornie milczała.Ręce trzymała skrzyżowane z tyłu. Sądzę, że ta zamieć to tylko anomalia, wybryk natury, zdarzający się raz nasto lat, panie Pike. Popatrzył na młynarza. Rzadkość poprawił się i postawiłna próbę nogę na szczeblu drabiny, badając, czy wytrzyma jego ciężar.Jednak byłasolidna i Rhys szybko się wspiął na górę.Stojąc na szczycie, pomyślał, że teraz cała ta ziemia, jak okiem sięgnąć, nale-ży do niego, do jego rodziny, znowu.Widok piękny, przyprawiający o zawrót gło-wy, upajający.Dostrzegł La Montagne, połać starego płowego kamienia, połysku-jącego na tle białego krajobrazu, nierówne płoty okalające przykryte śniegiem pa-stwiska, starsze domki zbudowane zaledwie kilka dziesięcioleci po przybyciu doangielskich wybrzeży Wilhelma Zdobywcy, porozrzucane wśród innych pózniejwzniesionych.A za tymi domkami ziemia, jeszcze niezabudowana ani nieobsadzo-na, którą można przeznaczyć na wygon albo kolejne poletko pszenicy, mlewo dlaPolly.Wziął głęboki oddech, powietrze na tej wysokości wydawało się ostrzejsze iczystsze niż na dole, tak czyste, że niemal raniło.Wyobraził sobie, że szoruje mupłuca.Zerknął na dół: sztembr, do którego były przymocowane skrzydła i który ob-racał je na wietrze, był poważnie uszkodzony, może siła wiatru, która złamałaskrzydło, przeniosła się też na oś, z opłakanym skutkiem.Wiatr naprawdę szarpał okrycie i hrabia musiał uchwycić się drabiny, by niestracić równowagi.Cicho przeklął znowu, wyobrażając sobie, jak Sabrina musiałatu się czuć. Poza tym Polly jest w dobrym stanie, panie Pike? zawołał na dół do mły-narza. Wszystko z nią dobrze, o ile widzę odkrzyknął młynarz. Myślę, że musimy wymienić sztembr. Niemal nie zauważył, że użył liczbymnogiej. Nie wydaje mi się, żeby można go było skleić czy naprawić. Był na-wykły do wydawania rozkazów.Taki już się urodził. Tako i mnie się widzi, lordzie Rawden. Młynarz wyglądał na zadowolone-go, że zgadza się z hrabią.Właśnie wtedy trzech mężczyzn, dobrze odżywionych, ciepło ubranych w po-łatane płaszcze i wyglądających niemal identycznie z okrągłymi głowami i nosamipoczerwieniałymi od zimna pojawiło się, wspinając się z trudem po wzniesieniu.Jeden z nich niósł długie drewniane pudło na rączce. Gadajom po wsi, że masz tu mały kłopot, Pike zawołał jeden z nich.Przyrychtowałeś sobie pomagiera? Przyszlini pomóc, jeśli potem ty pomożesz namz naszym dachem.Jakoś żeśmy go zakryli na razie, ale mojej żonce nie w smakśnieg w salonie.Rhys zaczął schodzić z drabiny. Nie bardzo jest pod kolor jej nowej kanapy! wyjaśnił inny z trójki i wszy-scy się roześmiali. O, to hrabina! powiedział jeden z nich, zauważając Sabrinę. Dobrydzień, milady. Dobry dzień, panie Ferris, panie Ferris, panie Ferris powtarzała z powagą,kiedy po kolei się jej kłaniali. Mogłem żem kupić muła jak się patrzy za to, com dał za tę tam otomanę ciągnął jeden z panów Ferrisów.Najwyrazniej mebel był mu solą w oku. Powia-dam ci, człowiek nie nastarczy na kobit.Urwał gwałtownie, kiedy Rhys zeskoczył miękko na ziemię, i stanął przednimi.Zapadła cisza. Panowie powiedziała delikatnie Sabrina to lord Rawden, hrabia.Jak na zawołanie trzej bracia szybko zgięli się w ukłonach.Gdy się wyprostowali, na ich twarzach malowały się powaga, zadowolenie ipewna nieśmiałość.Rhys miał wrażenie, że im wszystkim raczej brakowało obec-ności dziedzica. Albert, Georgie i Harry Ferrisowie, do usług jego lordowskiej mości ośmielił się wreszcie odezwać jeden. Cieszę się, że mogę was poznać, panowie.Znowu kolejne krępujące milczenie. Czy Polly odeszła na zasłużony odpoczynek, lordzie Rawden? mężczyznao imieniu Harry zapytał z powagą. Och, ma w sobie jeszcze trochę życia, jak się zdaje zapewnił go Rhysżyczliwe. Myślę, że kilku chłopa pracujących ramię przy ramieniu zdołałoby jąnaprawić.Co pan na to, panie Pike? Cóż, kaszka z mlekiem to nie będzie, ale chyba ma pan rację, lordzie Raw-den.Ludzkie przecie ręce postawiły ten wiatrak. Zatem do roboty? Ma pan narzędzia, panie Ferris? Tak, lordzie Rawden. Zwietnie.A ja chętnie zobaczę, jak zbudował pan te zasuwane skrzydła, pa-nie Pike.W ciągu kilku chwil Rhys, kiedyś żołnierz, obecnie poeta i autor erotyków,zorganizował mężczyzn, przy pomocy pana Pike'a rozdzielając zadania i instrukcje.Wkrótce okolica rozbrzmiała odgłosami piłowania, przybijania, także przekleń-stwami, żarcikami i okrzykami triumfu, w miarę jak nowe skrzydło i sztembrprzyjmowały kształt.Po jakiejś półgodzinie takich zmagań Rhys zrzucił płaszcz, podszedł do Sa-briny i podał go jej bez słowa.Uniosła brwi, ale mądrze ugryzła się w język.Prze-rzuciła starannie okrycie przez ramiona i usunęła się na bok, siadając na pobliskimpniaku, skąd przyglądała się pracy.Wkrótce zupełnie o niej zapomniano, z czego się cieszyła.W końcu nie paliłasię do budowania skrzydeł młyna własnymi rękoma.Poza tym dawało jej to spo-sobność do obserwowania męża bez marynarki, z zakasanymi rękawami.Prezen-tował się niemal tak samo elegancko jak przy posiłkach, ale teraz delikatne płótnojego koszuli było mokre i przyklejało się do tułowia.Ramiona miał silne i umię-śnione: ręce sprawnie posługiwały się narzędziami, jakby robiły to już dziesiątkirazy wcześniej.Tak naturalnie przejął dowodzenie, a ci mężczyzni tak łatwo mu się podpo-rządkowali, bez trudu znajdując wspólny język, pełen jednocześnie i swobody, iszacunku dla pozycji Rhysa.Zawsze ją zdumiewała ta łatwość i naturalność, z jaką mężczyzni podchodzilido męskich zajęć.Patrzyła, jak mąż naradza się z panem Pike'em co do szczegółówbudowy, ale wydawało się, że bardzo szybko ogarnął całość.Bądz co bądz znał sięna kompozycji i formie, a ręce miał zręczne pod wieloma względami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Stuart Anne Czarny lod 01 Czarny lod
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Amber Kell Dragonmen 04 Mate Healer
- Vonnegut Kurt Kocia Kolyska
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Gray Martin Wszystkim, ktorych kochalem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl