[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzyły się drzwi i nasza piątka oraz paru fizycznych, którzy przysiedli się w drodze, ruszyło do wyjścia.Senior szedł pierwszy, niemal natychmiast straciłem go z oczu.Nieoczekiwanie znalazłem się w wysokiej i ogromnej hall podobnej nieco do dworca kolejowego.Z powodu doświadczeń ze strażnikami i psami na stacji przejściowej spodziewałem się w dalszym ciągu niskich i ciemnych korytarzy z betonu - tym większe było moje zaskoczenie.Hala ciągnęła się w lewo i w prawo na kilkaset metrów, jej krańce były ledwo widoczne, a jasny sufit podświetlony specjalnym systemem lamp schowanych w zakamarkach bocznych ścian wisiał kilkadziesiąt metrów w górę nad wyłożoną różnokolorowymi kafelkami powierzchnią sali.Nigdy nie miałem tylu metrów powietrza nad głową w zamkniętym pomieszczeniu i już samo to robiło na mnie duże wrażenie.W całej hali znajdowało się sporo mężczyzn i kobiet; obecność samych mężczyzn w windzie, którą tu przyjechałem, była widać przypadkiem.Naprzeciwko windy, po drugiej stronie sali, w odległości jakichś pięćdziesięciu metrów, widać było dziesiątki drzwi na fotokomórkę, które niemal bez ustanku otwierały się i zamykały.Te drzwi zdawały się wyciągać ludzi z hali, ale stale też windy za moimi plecami zasilały halę nowymi porcjami przybyszów.To wejścia do szatni, pomyślałem, i spojrzałem w górę na dużą świetlną tablicę ciągnącą się jakieś pięć metrów nad tymi drzwiami, w lewo i prawo, na całej prawie długości hali.Wyglądało to jak rozkład jazdy metra albo pociągów i pewnie było czymś w tym rodzaju, ponieważ przy wypisanych na tablicy kilkudziesięciu nazwach - wyobraziłem sobie od razu, że są to nazwy podziemnych przystanków - widniały godziny, co do których trudno było nie pomyśleć, że oznaczają porę odjazdu.W tym wszystkim była pewną ostentacyjna oczywistość, okazało się później, że nie myliłem się ani trochę, niewytłumaczalną zagadkę stanowiły dla mnie natomiast czerwone liczby wypisane przy każdej z tych nazw i migające obok nich inne liczby, żółte, zawsze trochę mniejsze od tych czerwonych.Nazwy stacji brzmiały dziwnie obco, było w nich coś kojarzącego się nieuchwytnie z MIASTEM i Starociami.W pośpiechu odczytywałem tylko niektóre z nich Rowet, Dotre-Name, Rouvle.Casre Roeur, Rorum Fomanum, Cazyliba, Lalew, Seimr, Lapitoc, Tarlamenp, Doleto, Mrekl, Gahia, Mopsia, Okropal, Nrambanap, Nokarak.Dopiero po chwili, pod wpływem gwałtownego impulsu, rozejrzałem się wokół, myśląc, że przecież muszą tu być ludzie, których spotykałem w górze na ulicach miasta, a nawet jakieś bliższe mi osoby nie zdradzające się między wieżowcami ze swoim dostępem do SUBWAYU.I rzeczywiście, nie minęła minuta, kiedy dostrzegłem znajomą twarz faceta w średnim wieku, którego widywałem czasem metrze, jadąc do pracy, i któremu ukłoniłem się parę razy w windzie mojego biurowca.“Nie wiedziałem”, wykrztusił tylko widząc mnie, i uśmiechnął się niepewnie.“Nie przypuszczałem, że pan też.” Było coś ogromnie żenującego w takim spotkaniu; to tak, jakby zostać przyłapanym przez głodującego na ukradkowym jedzeniu czekolady, przy czym my obaj od naleźliśmy się raptem w roli owego chytrego żarłoka.Facet rzucił w przelocie, że bardzo się spieszy i że pogadamy innym razem.Zdążyłem go tylko zapytać o te drugie migotające cyferki z tablicy i o te, które nie zmieniały wartości.- Ach widzę, że pan debiutant - powiedział z uśmiechem wyższości.Już drugi raz mówiono mi to w podziemiach.- To proste, żółte liczby oznaczają ilość odwiedzających, te czerwone graniczną liczbę osób, jaką może pomieścić obiekt.Pożegnałem go szybko, zawstydzony, że nie domyśliłem się rozwiązania, które było tak banalne.Za drzwiami pierwszej z brzegu szatni, do której wszedłem, w obszernym pomieszczeniu pierwsze, co rzucało się w oczy, to ogromna ilość luster i wieszaków.Grały na tych wieszakach dziesiątkami kolorów, złociły się ozdobami i zalecały ogromna ilością krojów i fasonów setki Staroświeckich sukien, wśród których buszowała dziesiątka co najmniej kobiet rozebranych do staników i majteczek lub mizdrzyła się przed lustrami częściowo już odziana w te dziwne stroje.Jedna z kobiet, półnaga, młoda i ładna, widząc moje osłupienie, zebrała jedną ręką do kupy rozbiegane piersi, a drugą puknęła się bez słowa w kształtne czoło.Szybko zamknąłem drzwi, dopiero teraz dostrzegając na nich znak koła.Obok, w męskiej szatni sytuacja wyglądała podobnie.Kilkunastu mężczyzn w gaciach i podkoszulkach mierzyło i wkładało na siebie jakieś zadziwiające ubiory.Były tam spodnie białe i obcisłe, wyglądające niemal jak kalesony, były kobiece bez mała żakiety i marynarki z ogromną ilością koronek, guzików, złoceń i połyskujących najróżnorodniejszymi kolorami kamyków.Były antyczne togi z żółtej prostej tkaniny, wiedziałem, że to togi dzięki napisom na wieszakach, i skórzane pasy wybijane metalem, a także pasy plecione z kolorowej tkaniny i złotej nici
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Brzezinska Anna, Winiewski Grzegorz Wielka Wojna 02 Na ziemi niczyjej
- Loevenbruck Henri Mojra Tom 1 Wilczyca i Córka Ziemi
- Pol Wincenty Piesn O Ziemi Naszej 9789185805488
- Mirkowicz Tomasz Pielgrzymka do Ziemi Swietej Eg
- Verne Juliusz Wyprawa do wnetrza Ziemi
- Stanislaw Lem Pokoj na Ziemi (2)
- Colin MacApp Zapomnij o Ziemi
- Lem Stanislaw Pokoj na Ziemi
- Stanislaw Lem Pokoj na Ziemi (4)
- Shobin Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ps3forme.xlx.pl