[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech Hans idzie z tobą.Zostaw mnie tu samego.– Co? Mam wuja opuścić?– Zostaw mnie tu, powtarzam ci! Rozpocząłem tę wyprawę i chcę ją doprowadzić do końca, chociażbym miał nie wrócić z niej wcale.Idź, Akselu, idź!Wuj wypowiedział te słowa w niezwykłym podnieceniu.Głos jego, taki czuły przed chwilą, nabrał twardych i groźnych akcentów.Z niesamowitą wręcz energią walczył o straconą sprawę.Nie chciałem opuścić go w głębinach tej otchłani, a z drugiej strony instynkt samozachowawczy pchał mnie do ucieczki.Przewodnik przyglądał się tej scenie ze zwykłą obojętnością.Jednakże rozumiał, co działo się między nami – ruchy nasze wskazywały dostatecznie, do czego każdy z nas chciał skłonić drugiego.Hans jednak zdawał się mało interesować rozgrywką mającą zadecydować o jego losie, gotów iść dalej na znak wymarszu lub pozostać na miejscu, jeśli taka będzie wola jego pana i władcy.Ach, gdybym mógł porozumieć się z nim bezpośrednio! Słowa moje, skargi, intonacja głosu przekonałyby tę zimną naturę! Postarałbym się wyjaśnić mu, wykazać dobitnie grożące nam niebezpieczeństwo, z którego sobie nie zdawał sprawy.Może we dwójkę zdołalibyśmy przemówić do rozumu upartemu profesorowi.Jeśli zaszłaby potrzeba, zmusilibyśmy go po prostu do powrotu na szczyt Sneffelsa.Podszedłem do Hansa.Położyłem dłoń na jego ręce.Nie drgnął nawet.Wskazałem mu drogę powrotną do krateru.Trwał dalej bez ruchu.Błagalny wyraz mojej twarzy był wymownym dowodem moich cierpień.Islandczyk spokojnie pokiwał głową i wskazując na wuja powiedział:– Master.– Twój pan?! – zawołałem.– Szaleńcze! Nie, on nie jest panem twego życia! Trzeba stąd uciekać! Trzeba zabrać go ze sobą! Słyszysz? Rozumiesz mnie?Chwyciłem Hansa za ramię.Chciałem zmusić go do wstania.Staczałem z nim formalną walkę.Wtedy odezwał się wuj:– Spokojnie, Akselu.Nic nie wskórasz z tym niewzruszonym człowiekiem.Posłuchaj, co ci chcę zaproponować.Skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc wujowi prosto w oczy.– Jedyną przeszkodą do zrealizowania moich projektów jest brak wody – rzekł.– We wschodnim chodniku z lawy, łupku i węgla nie napotkaliśmy jej ani kropli.Może będziemy mieli więcej szczęścia w tunelu zachodnim.Zaprzeczyłem ruchem głowy, z wyraźnym niedowierzaniem.– Wysłuchaj mnie do końca – ciągnął dalej profesor podnosząc głos.– W czasie gdy leżałeś tu bez życia, poszedłem zbadać strukturę tamtego chodnika.Kieruje się wprost ku wnętrzu Ziemi i w kilka godzin zaprowadzi nas do granitowego masywu.Tam powinniśmy bezwzględnie natrafić na obfite źródła.Wskazują na to właściwości skał i zarówno instynkt, jak logika utwierdzają mnie w tym przeświadczeniu.Otóż zechciej wysłuchać mojej propozycji.Kiedy Kolumb zażądał od swojej załogi trzech dni dla odkrycia nowych ziem, marynarze – chorzy, strwożeni – uczynili jednak zadość jego prośbie i mógł odkryć nowy świat.Ja, Kolumb stref podziemnych, proszę cię tylko o jeden dzień.Jeżeli w ciągu tego czasu nie natrafimy na wodę, przyrzekam ci solennie, że powrócimy na powierzchnię Ziemi.Choć byłem mocno rozdrażniony, wzruszyły mnie zarówno słowa wuja, jak gwałt, który zadał sobie, aby je wypowiedzieć.– Dobrze! – zawołałem.– Zgadzam się na propozycję wuja.Oby Bóg wynagrodził mu jego nadludzką energię! Pozostało wujowi zaledwie kilka godzin, by próbować szczęścia.A więc w drogę!Rozdział XXIITym razem zapuściliśmy się w drugi chodnik.Hans kroczył jak zwykle na przedzie.Nie uszliśmy jeszcze stu kroków, gdy profesor, oświetlając lampą ściany korytarza, zawołał:– Tak, to utwory archaiczne! Jesteśmy na dobrej drodze! Naprzód! Naprzód!Kiedy w początkowym okresie istnienia świata Ziemia ostygała stopniowo, zmniejszanie jej objętości spowodowało liczne rozpadliny, pęknięcia, ubytki i szczeliny.Korytarz, którym posuwaliśmy się obecnie, był właśnie tego rodzaju szczeliną, przez którą ongiś wyciekały masy erupcyjne; tysiączne zakręty tego chodnika tworzyły istny labirynt, biegnący poprzez archaiczne tereny.W miarę jak schodziliśmy niżej, występowały coraz wyraźniej warstwy tworzące ten układ, mianowicie gnejsy oraz łupki mikowe; spoczywają one na niewzruszonej opoce granitowej.Nigdy chyba mineralodzy nie znaleźli się w bardziej sprzyjających warunkach, umożliwiających badanie cudów przyrody na miejscu.To, czego nierozumny i prostacki przyrząd – sonda – nie był w stanie wydostać z wnętrza Ziemi na jej powierzchnię, mieliśmy teraz ujrzeć na własne oczy, dotknąć własnymi rękoma.Poprzez warstwy kolorowego łupku w pięknych, zielonych odcieniach wiły się żyły miedzi, manganu ze śladami platyny i złota.Myślałem o tych bogactwach ukrytych w łonie kuli ziemskiej, z których chciwość ludzka nigdy nie będzie korzystać.Skutkiem zaburzeń w czasie pierwszych dni istnienia Ziemi skarby te zapadły tak głęboko, że ani oskard, ani łom nie zdołają wydrzeć ich z owego grobowca.Po łupku przyszła kolej na gnejs, o strukturze warstewkowej, którego równoległe listki odznaczały się wielką regularnością, a potem na łupek mikowy ułożony w długie płytki rzucające się w oczy dzięki lśnieniu białej miki.Światło aparatów odbijało się od załamań skalnej opoki i promienne refleksy krzyżowały się pod przeróżnymi kątami; wyobrażałem sobie, że wędruję przez wklęsły diament, w którym promienie rozszczepiały się na tysiące błysków.Około godziny szóstej wieczorem ta orgia świateł wyraźnie osłabła, nieomal skończyła się; ściany nabrały krystalicznego, lecz ciemnego połysku; mika pomieszana była teraz obficiej ze skaleniem i kwarcem, tworząc jedną z najtrwalszych w przyrodzie skał.Byliśmy zamknięci w olbrzymim więzieniu z granitu.Dobiegała godzina ósma wieczór.W dalszym ciągu ani śladu wody.Cierpiałem straszliwie.Wuj szedł na przedzie, nie zatrzymując się.Nasłuchiwał, by pochwycić szmer jakiegoś źródła, na próżno jednak.Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa, lecz dzielnie walczyłem z udrękami pragnienia, by nie zmuszać wuja do przerwania marszu.Byłby to dla niego prawdziwy cios, jako że dzień się kończył, ostatni, który do niego należał.Wreszcie siły opuściły mnie ostatecznie; upadłem i krzyknąłem:– Ratunku! Umieram!Wuj zawrócił i podszedł do mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Nowak Zdzislaw Zbojecka wyprawa Hodzy Nasredin (3)
- Zbojecka wyprawa Hodzy Nasredin Zdzislaw Nowak
- Alfred Szklarski Tajemnicza wyprawa Tomka (2)
- Christie Ahatha Dom nad Kanalem
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- WA248 41566 F 309 mizerski mazepa o
- Isaac Asimov Agent Fundacji
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan (2)
- Kres Feliks W Krol Bezmiarow
- Glen Cook Zolnierze zyja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zazakretem.xlx.pl