[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Errollyn zbliżył się do szczytu schodów, mężczyzna z kuszą kucał w uliczce tuż powyżejgłowy Serrina.Kusznik wycelował, natychmiast jednak powaliła go strzała.Upadł i potoczył sięw dół, kusza zadzwięczała na bruku.Stoczył się pod nogi Sashy, zakrwawiony i nieprzytomny,ze sterczącym z ramienia drzewcem. Kiepski strzał  rzuciła w kierunku Errollyna Sasha. Doskonały strzał  nie zgodził się łucznik.Kolejny mężczyzna zajrzał w alejkę i upadłz krzykiem, gdy Errollyn po prostu zrzucił go ze schodów.Niezgrabnie wyłożył się jak długi,potykając o nogi nieprzytomnego.Sasha przytknęła mu klingę do karku. Istnieje powód, dla którego większość mieszczuchów nie ryzykuje nawet zerkania w te zaułki  odezwała się.Gapił się na niąz przerażeniem, ściskając stłuczone ramię. Nie możemy brać jeńców  narzekał Bret. %7ładen problem  oświadczył jego towarzysz, podrywając rannego na nogi.Zdzieliłjeńca pięścią w głowę.Uderzony upadł ciężko& być może zbyt ciężko.Sasha zacisnęła zęby,odwróciła wzrok.Nie podobały jej się podobne działania, powiedziała sobie jednak, żew Petrodorze są ludzie znacznie bardziej zasługujący na jej współczucie niż wszczynającyzamieszki dogmatycy.Errollyn wyjrzał za róg. Dwadzieścia kroków w tę stronę  powiedział wystarczającogłośno, by towarzysze dosłyszeli go wśród panującej wrzawy, i wskazał w lewo. Jest ich okołoczterdziestu, może połowa ma jakąś broń.Nie zdołałem wiele dojrzeć z tamtej strony& wskazał w prawo. Droga zakręca pod górę.Podejrzewam, że sytuacja okaże się podobna.Nabruku są ślady krwi, nie widzę jednak nigdzie serrińskich strzał.Aucznicy zdołają powstrzymaćod tej strony tłuszczę.Prawdziwe kłopoty rozegrają się na tyłach.Sasha spostrzegła nagle, co miał na myśli Errollyn, mówiąc o doskonałym strzale.Rannego musiała nieść dwójka towarzyszy, pozbawionych w ten sposób możliwości działania.Niewątpliwie fakt, iż złe demony odmawiają zabijania i nawet sprowokowane, oszczędzają życienapastników, okaże się niepokojący dla bandy verentyjskich fanatyków.Nie, by miało im tozjednać serca tłumu.Najwyżej zdrową dozę podszytego zabobonem strachu. Zamierzam przedrzeć się do środka i porozmawiać z nimi. Errollyn ponownie ruszyłschodami. Ja także  odparła Sasha, podążając za towarzyszem.Errollyn odwrócił się do niej. Nie. Dlaczego, na piekła? Jestem szybszy.Ty masz krótsze nogi. Nieprawda! Niosą mnie wystarczająco prędko na niedługich dystansach& Sasho  powiedział z bolesną miną. Nie ma nikogo, kogo musiałabyś zabić pomiędzynaszą pozycją a rezydencją.Wystawisz się jedynie na cel, nie ma po temu żadnego powodu.Sashy nie podobała się jego mina.Errollyn często wydawał się ostatnimi czasynieobecny.Zamknięty w sobie, niemal markotny.Kłótnia z Rhillian ciężko się na nim odbiła.Czasami wyglądał na zagubionego. Idę z tobą  oświadczyła zdecydowanie Sasha. Nie!  wrzasnął w odpowiedzi. Hej, Bret, trzymaj ją tutaj.Nie możesz pozwolić sobie,by stracić umę Kessligha w bezsensowny sposób.Usiądz na niej, jeśli będziesz musiał. Och, jasne, nie ma sprawy  powiedział Bret, zdecydowanie łapiąc ją za ramię.Sashastrząsnęła dłoń, odwracając się ku niemu.Errollyn wykorzystał sytuację i popędził uliczką.Sashaodwróciła się ponownie i przywarła do murku.Spoglądała za Errollynem z sercem w gardle,widząc ciskane w ślad za nim i odbijające się od bruku kamienie.Po chwili zniknął za domem,nim zdążyła nadlecieć jakakolwiek strzała.Odetchnęła głęboko i nieco się rozluzniła.Bret przyglądając się jej, uniósł brew. Co?  naskoczyła na niego.Wydawało się, że Errollyn długo nie wraca, choć Sasha zdawała sobie sprawę, żew rzeczywistości nie minęło wcale aż tak wiele czasu.Uczestnicy zamieszek wpadliw jednostajny rytm skandowania, wagę haseł podkreślały sporadycznie ciskane kamienie.Odczasu do czasu Sashy zdawało się, że słyszy głośniejsze krzyki i odgłosy walki dochodzącegdzieś wyżej ze zbocza.Prawdopodobnie tłuszcza próbowała szturmować tył rezydencji.Dziesięciu członków talmaadu, równie biegłych w łucznictwie, jak w szermierce, bez trudu mogło utrzymać na dystans niewyszkolony i kiepsko uzbrojony tłum.W końcu Errollyn pojawił się ponownie w polu widzenia.Natychmiast rozbrzmiałykrzyki, w powietrzu świsnęły kamienie.Errollyn przebiegł kilka kroków, zatrzymał się, gdypociski przelatywały mu za plecami.Dobył łuku.Płynnie naciągnął, a następnie zwolnił cięciwę.Potem poderwał się do biegu, kiedy powietrze przecięły kolejne kamienie.Dotarł do krańcauliczki niedraśnięty i tak spokojny, jakby wrócił właśnie z przechadzki po rynku. Co to miało być?  zapytał Bret, mając na myśli niekonwencjonalny powrót. Mieli kusznika czającego się pod murem, gdzie ludzie Daerlerina nie mogli go sięgnąć.Bezpieczniej było go zabić.Zwist strzał sprawił, że obejrzeli się za siebie.Krzyki rozległy się nie dalej jak dziesięćkroków za ujściem uliczki.Potem zabrzmiało jeszcze więcej wrzasków i dobiegł ich dzwiękbroni upadającej na bruk.Wyglądało na to, że kilku napastników usiłowało wedrzeć się dozaułka.Kiepski pomysł. Co powiedział Daerlerin?  zapytała Sasha, trzymając broń w pogotowiu na wypadekpojawienia się jakiegoś szalonego głupca. Nie odejdzie  odparł Errollyn z rozczarowaniem w głosie. Wliczając jego, jest tamjedenastu członków talmaadui dziesięcioro służby.Choć w walce nie polegałbym na żadnym z tych ostatnich. Nie wszyscy ludzie są zupełnie bezużyteczni, gdy trzymają w dłoni broń  rzucił ponuroBret. Tak, cóż, wielu z tych nie panuje jednak nad wszystkimi członkami  stwierdziłErrollyn.Oczywiście, Saalshen zatrudniał wiele podobnych kalek w swych posiadłościach.Drodzybogowie. Posłuchajcie& możemy im przynajmniej pomóc.Moglibyśmy obejść wzgórze.Napierają na nich z tamtej strony.Możemy znacznie osłabić ten nacisk, zapewne nawetrozproszyć tłum. Wdać się w bezpośrednią potyczkę z tymi idiotami?  powiedział z powątpiewaniemBret. Będzie sporo trupów. Errollynie  odezwała się cicho Sasha. Bret ma rację.Jeśli zabijemy wielu, tylkopogorszymy sytuację.Większość rodzin ze środka stoku siedzi w domach, nie pragnie mieszaćsię do tych wydarzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •