[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrelacjonowała później swą wizję Joachimowi; wysłuchał cierpliwie, ale nie był do końca przekonany tym religijnym przesłaniem.- Mówię poważnie, Joachimie.Poczułam tę moc.absolutną pewność, że on gdzieś żyje.Jestem przekonana - mówiła jak ktoś autentycznie religijny; nie chciał ujawniać swego głębokiego sceptycyzmu ani zdradzać jej, jak niewielu przeżyło w niewoli.- Może masz rację - rzekł cicho - ale powinnaś też przygotować się na to, że jej nie masz.Starał się wyrazić to jak najdelikatniej.Musi pogodzić się z tym, że William zaginął, a może nie żyje.Prawdopodobieństwo, że została wdową, było czymś więcej niż ewentualnością.Nie chciał jej teraz skłaniać, by to zaakceptowała, ale w końcu będzie się musiała pogodzić z najgorszym, niezależnie od wiary, snów i marzeń.Czas płynął, a od Williama nie nadchodziły żadne wieści.Dalej nie było wiadomo, czy żyje, czy dostał się do niewali.Dla Joachima było to oczywiste, ale do Sary nie docierało.Zachowywała się tak, jakby widziała się z mężem poprzedniego dnia, jakby rozmawiała z nim we śnie.Była spokojniejsza, bardziej zdecydowana i pewna siebie niż na początku wojny, gdy jeszcze od czasu do czasu otrzymywała listy.Teraz nie było żadnych wiadomości, wyłącznie głuche milczenie.William jakby się rozpłynął, zniknął prawdopodobnie na zawsze.Wcześniej czy później pogodzi się z tym.Joachim czekał, aż ten moment nadejdzie, ale zdawał sobie sprawę, że dopóki Sara nie zaakceptuje faktu, iż William nie żyje, czas nie będzie im sprzyjał; nie chciał wywierać żadnej presji.Był wszędzie tam, gdzie go potrzebowała, o każdej porze, gdy chciała z nim porozmawiać, kiedy była smutna, samotna lub wystraszona.Trudno uwierzyć, że znajdowali się po przeciwnych stronach barykady.Z jego punktu widzenia byli mężczyzną i kobietą, którzy są ze sobą już od dwóch lat; kochał ją całym sercem i duszą, dawał jej wszystko, co miał do zaofiarowania.Nie wiedział, jak ułożą sobie życie po wojnie, gdzie będą mieszkać, co robić.Ale to nieistotne.Dla Joachima liczyła się jedynie Sara.Dla niej żył, dla niej oddychał - ona zaś ciągle nie zdawała sobie z tego sprawy.Dostrzegała naturalnie jego oddanie, czuła, że bardzo lubi ją i dzieci, że ma szczególny stosunek do Elizabeth od chwili, gdy podczas porodu uratował jej życie.Ale nigdy nie wyczuwała do końca jego miłości.Tego roku chciał jej ofiarować na urodziny wspaniałe kolczyki z brylantami, które kupił w Paryżu, ale zdecydowanie odmówiła przyjęcia takiego prezentu.- Nie mogę, Joachimie.One są prześliczne, ale nie zapominaj, że jestem zamężną kobietą.Nie spierał się z nią, chociaż w to nie wierzył, był przekonany, że jest już wdową; przy całym szacunku dla Williama należało stwierdzić, że zniknął przed sześcioma miesiącami, a ona jest już wolna.- Jestem twoim więźniem, nie zapominaj - śmiała się.- Co powiedzieliby ludzie, gdybym przyjęła od ciebie kolczyki z brylantami?- Nie jestem przekonany, czy musielibyśmy im się z tego tłumaczyć - czuł się rozczarowany, ale to pojmował.Skończyło się na tym, że ofiarował jej na urodziny nowy zegarek, który przyjęła z wdzięcznością, oraz piękny, a zarazem praktyczny sweter.Typowe dla Sary było to, że nie godziła się na nic bardziej kosztownego.Joachim akceptował również i tę cechę jej charakteru.Żyjąc w cieniu Sary dwa lata nie znalazł w tej dziewczynie niczego, co by mu się nie podobało, z wyjątkiem faktu, że ciągle upierała się, iż jest żoną Williama.Ale w gruncie rzeczy i to szanował.Była konsekwentnie lojalna, oddana i kochająca.Tych cech Sary zazdrościł Williamowi dawniej, teraz jedynie mu współczuł.Wcześniej czy później Sara będzie musiała się pogodzić z jego śmiercią.Następnego roku niewzruszona nadzieja Sary zaczęła słabnąć, choć nikomu się do tego nie przyznawała.William zaginął przed ponad rokiem; służby specjalne nie uzyskały żadnych informacji na jego temat.Także Joachim starał się dyskretnie wywiedzieć, tak aby nie spowodować zagrożenia dla żadnego z nich.Wydawało się, że po obu stronach kanału La Manche panowało to samo przekonanie, że William zginął w marcu 1942 roku podczas skoku spadochronowego w Nadrenii.Sara nadal w to nie wierzyła, ale nawet najcenniejsze wspomnienia zdawały się blaknąć w obliczu upływającego czasu.To uczucie złowieszczego przeznaczenia wywoływało strach.Nie widziała go od prawie czterech lat, a to koszmarnie długi okres nawet dla tak wielkiej miłości.Trudno było ją podtrzymywać w obliczu tak skromnych nadziei i ogromnych zagrożeń.Tegoroczne święta Bożego Narodzenia Sara spędziła spokojnie, z Joachimem.Był dla nich przemiły i czarujący.Szczególnie doceniał to Phillip, który wychowywał się bez ojca i nawet nie pamiętał Williama.W jego pojęciu Joachim był wyjątkowo sympatycznym facetem i Phillip go lubił w ten sam przyjacielski sposób, w jaki lubiła go Sara.Nienawidziła wszystkiego, co niosła z sobą niemiecka okupacja, ale przecież nie nienawidziła Joachima.Doceniała jego szlachetność, trud wkładany w organizację szpitala i opiekę nad ciężko rannymi, którzy przybywali do zamku, by tu wracać do zdrowia.Niektórzy z nich nie mieli już nic: nadziei, kończyn, przyszłości ani domu, do którego mogliby wrócić.Zawsze znajdował wolną chwilę dla każdego, poświęcał wiele czasu na rozmowy z rannymi, powodując swoim autorytetem i osobowością chęć powrotu do życia, jak nieraz robił to z Sarą.- Jesteś zdumiewający - powiedziała cicho, gdy pewnego razu siedzieli w kuchni.Emanuelle wyjechała na parę tygodni z rodzicami i Henrim gdzieś w Ardeny, a Sara nauczyła się nie zadawać zbyt wielu pytań.Henri miał już szesnaście lat i jego egzystencja obfitowała w ryzyko i zagrożenia.Również życie Emanuelle stawało się coraz bardziej niebezpieczne.Syn burmistrza zaczął ją podejrzewać i rozstali się w gniewie.Teraz związała się z jakimś niemieckim oficerem; Sara nigdy nic na ten temat nie mówiła, ale podejrzewała, że również od niego wyciąga informacje, które przekazuje Resistance.Sara trzymała się od tego z daleka.Robiła wszystko, by dalej remontować zamek, pomagała w nagłych przypadkach w szpitalu, kiedy jej potrzebowali albo gdy wręcz nie mogli się bez niej obejść; resztę czasu poświęcała opiece nad dziećmi.Phillip miał już cztery i pół roku, Elizabeth była o rok młodsza i oboje byli wspaniałymi dzieciakami.Phillip zapowiadał się na bardzo wysokiego mężczyznę, co było już do przewidzenia w chwili, gdy się rodził.Elizabeth zaskakiwała delikatnością i ślicznie rzeźbioną twarzyczką.Była wątła, ale zawsze skora do psoty i odważna.Nie ulegało wątpliwości, że Joachim uwielbia oboje.W przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia przywiózł dzieciom prześliczne niemieckie zabawki, udało mu się także zdobyć lalkę dla Lizzie.Dziewczynka natychmiast chwyciła lalę w ramiona i zaczęła kołysać.Phillip wdrapał się Joachimowi na kolana; przytulił mocno i objął go za szyję.- Ty nas nie zostawisz tak jak tata, prawda? - zapytał z niepokojem; Sara poczuła łzy pod powiekami, choć udawała, że tego nie słyszy.- Tata nie chciał was opuścić.Zostałby z wami, gdyby mógł - odpowiedział szybko Joachim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •