X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałem, że samo istnienie takiego oddziału, jego spodziewanaobecność zapewne wyraznie zmniejszyłaby liczbę takich incydentów.Ktoś zapukał do drzwi i de Payns ostrzegawczo podniósł dłoń, uci- szając wszystkich, gdy właściciel zajazdu szeroko otworzył drzwi i sięodsunął, przepuszczając dwóch uśmiechniętych służących niosącychtace z jedzeniem oraz jeszcze jednego, olbrzymiego, niosącego ogrom-ny miedziany półmisek z napojami.Gdy słudzy uwijali się wokół,zastawiając stół, rycerze zaczęli rozmawiać o trywialnych sprawach,nie zwracając uwagi na nic poza stojącym przed nimi jadłem: świeżymi jeszcze ciepłym chlebem, tłustym kozim serem, miską oliwek błysz-czących od oliwy i ziół, trzech gatunków owoców, twardych serówrozmaitych kształtów i rozmiarów, drobiu na zimno i kilku rodzajówkiełbas.Przez jakiś czas nikt się nie odzywał, aż zmietli wszystko zestołu i usiedli wygodnie, bekając z zadowolenia.W końcu Rossal przypomniał wszystkim o najważniejszym temacie.- Hugonie - rzekł - jest coś, czego nie rozumiem.Powiedziałeś,że twoim zdaniem patriarcha przychyla się do twojej prośby, gdyż toodpowiada wszystkim jego osobistym ambicjom, lecz może potrwaćrok lub dłużej, zanim zdoła ją spełnić.Myślałem, że patriarcha Jerozo-limy ma w Zamorzu władzę duchową równą tej, jaką papież sprawujez Rzymu nad wszystkimi chrześcijańskimi ziemiami.Czy nie tak?A jeśli tak, to dlaczego tyle czasu ma mu zająć spełnienie twojej prośby?De Payns otarł brodę i zwilżył wargi łykiem chłodnego gronowegosoku i nawet najmniej pilnie słuchający go towarzysze zauważyli, żezastanawia się nad odpowiedzią.- Nic nigdy nie jest takie proste, jak się zdaje, Rolandzie - od-parł w końcu.- Gormond de Picquigny jest patriarchą Jerozolimy,a więc duchowym przywódcą wiernych w Zamorzu, musi żyć w po-koju z władcami świeckimi.Mógłby na nich nie zważać, przekona-ny o swej wyższości jako przedstawiciel Boga w Ziemi Zwiętej, leczrobiąc to, zapewne niepotrzebnie zantagonizowałby wszystkich wład-ców, hrabiów i innych szlachetnie urodzonych panów w swoim do-minium.Moim zdaniem, byłoby to głupotą i jeśli choć przez chwilęzastanowicie się nad tym, z pewnością przyznacie mi rację.Jest ta-kie stare powiedzenie z Nowego Testamentu, że duch jest chętny, aleciało słabe.To prawda, tylko że w swej słabości ciało czasem bywabrutalnie silne i patriarcha musi wziąć to pod uwagę.Mógłby jutrowydać dekret, poparty absolutną władzą Kościoła, że na przykład cotrzeci rycerz musi na pewien czas zostać przydzielony pod rozkazyKościoła i odpowiadać jedynie przed jego najwyższym dostojnikiem w Ziemi Zwiętej.Ma taką władzę, przynajmniej w teorii.I być możewielu panów usłuchałoby go, wierząc, iż to Bóg przemówił ustamiswego przedstawiciela na ziemi.Jednak wielu innych wzbraniałobysię, uważając ten pomysł za wtrącanie się Kościoła.lub cynicznychduchownych.w ich sprawy.To całe królestwo poglądów, przeko-nań i interpretacji to ruchome piaski, na jakie żaden rozsądny i trzez-wo myślący człowiek nie chciałby się zapuszczać, bo gdyby napotkałsprzeciw zaciskających zęby buntowników, kto wie jakie mogłoby towywołać bunty i ile czasu trwałoby ich stłumienie?- Cóż więc się teraz stanie? - zapytał po chwili Saint-Agnan.De Payns rozłożył ręce.- Nie mam pojęcia.Najpierw arcybiskup będzie musiał przekonaćkróla, że ta propozycja.pomysł wykorzystania nas do patrolowaniai zabezpieczania dróg.ma oczywiste zalety.Przewiduję, że dokonatego bez trudu.Król bardzo potrzebuje jakiegoś rozwiązania, któ-re powstrzymałoby ogień krytyki.Być może właśnie czegoś takiegoszukał.Ale to nie król jest naszą największą troską.On jest bystryi potrafi dostrzec własną korzyść.Niestety, to samo można powiedziećo tych ludziach, którym jesteśmy winni feudalną podległość.Oni teżzawsze wiedzą, co jest dla nich dobre, a w tym wypadku nic, gdyż na-sza propozycja nie przyniesie im żadnej korzyści.Stracą pod każdymwzględem, ponieważ to oni muszą się pogodzić z utratą, trwałą i bezżadnej rekompensaty, naszych usług.To są ludzie, których Gormondde Picquigny musi przekonać do swojego pomysłu, i nie mam zielone-go pojęcia, jak tego dokona.%7łyczę mu powodzenia.- Zastanawiał sięchwilę, po czym z emfazą pokiwał głową.- To wszystko, co mam dopowiedzenia.Wierzę, że nasza prośba odniesie skutek.Nie wiem, coz tego ostatecznie wyniknie, poza tym że zostaniemy chrześcijańskimizakonnikami, utrzymywanymi z kościelnych funduszy i związanymitakimi samymi ślubami, jakie wiążą nas już teraz, a także że będziemypodlegali głównie, choć tylko pozornie, patriarsze Gormondowi dePicquigny.Saint-Omer podniósł rękę.- Pamiętałeś, by zapytać o stajnie?- Oczywiście, patriarcha zgodził się bez wahania.Stajnie będą na-sze, jak tylko król Baldwin Drugi wyrazi zgodę i nasze plany stanąsię rzeczywistością.Nie zastanawiał się ani chwili.Zresztą te stajnie stały opuszczone i nie używane od setek lat.A teraz wie, że zostanąwykorzystane w dobrym celu, co nic nie będzie kosztowało ani jego,ani króla.Niechaj się tak stanie.Jego towarzysze natychmiast odpowiedzieli mu chóralnym zawoła-niem ich prastarego Zakonu.- Niechaj tak się stanie!d dZAKONNICYZE WZG�RZAd d1Uwięziona i bezradna w rozkołysanym powozie, otoczona przez wal-czących i wrzeszczących ludzi Morfia z Meliteny nie chciała uwie-rzyć, że jej życie zaraz się zakończy, lecz była zbyt pragmatyczna, bywątpić w prawdziwość tego, co się z nią działo.Zmierć już dopadłajej towarzysza, Aleksandra de Guillardame, który teraz leżał rozcią-gnięty u jej stóp, twarzą na siedzeniu naprzeciwko, a maleńką kabi-nę wypełniał odór jego opróżnionych trzewi.Aleksander był jednymz dwóch młodych rycerzy, którzy siedzieli z nią w powozie.Obaj swo-bodnie wyciągnęli nogi, położyli na podłodze hełmy i ściągnęli z główmisiurki, aby bawić ją miłą rozmową podczas długiej podróży.Naglewybuchło jakieś zamieszanie, pojazd podskoczył, zadygotał i niebez-piecznie się przechylił, gdy przestraszone konie ściągnęły go z drogi,po czym gwałtownie się zatrzymał i ze wszystkich stron rozległy sięgniewne wrzaski i krzyki przerażonych ludzi.Zanim pasażerowie powozu zdążyli pojąć, co się dzieje, usłyszelitętent kopyt i duża grupa jezdzców - Morfia była zbyt wstrząśniętai przestraszona, żeby się zastanawiać, co to za jedni - wpadła na nich.Zanim zdołała się zorientować, eskortujący ją rycerze już cisnęli się dodrzwiczek, przeszkadzając sobie w pośpiechu i chwytając broń, zapo-mniawszy o hełmach.Antoni de Bourgogne otworzył drzwiczki na oścież i wyskoczyłpierwszy, odepchnąwszy się przy tym od jej ramienia.Morfia poczu-ła silny ból.Widziała, jak zeskoczył na ziemię i natychmiast osunąłsię na kolana, przeszyty niewiarygodnie długą włócznią.Zasłonił gomłody de Guillardame, który również łapał równowagę w wąskichdrzwiach rozkołysanego powozu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.