[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną z nich stracił Rachim grubasek, gdy zbudził się zbyt wcześnie.A może ty, człowieku rozumny, okazałeś się szybszy od zbójnika i odkryłeś, ile sztuk złota liczyły obydwa skarby Aleksandra Wielkiego? Te znalezione przez młodego Radżaba i sędziwego Arsłana w wąwozach gór Tien-szanu.Jeśli tak, masz szansę, ażeby przyśnił ci się skarb trzeci.GADAJĄCA MORWAOpowieść dziewiętnasta, w której wydały się wszelkie matactwaBaja Nusrata dzięki pułapce chytrze zastawionejprzez mędrca z Buchał;Siódmego dnia o wyznaczonej godzinie Hodża Nasredin w towarzystwie Furkata i Arsłana Sadułły oraz Mohammada Maga i Rachima grubaska wkroczył w progi domostwa głównego sędziego Pendżykentu.Siwobrody kadi przywitał się ze swoim pomocnikiem, a także z goś­ćmi, po czym wysłał sługę, by przywiódł do komnaty sędziowskiej rów­nież i bogacza.- Dziwny człowiek z tego baja.Bardzo dziwny.A co najgorsze, stra­szliwy zeń uparciuch - westchnął głęboko.- W żaden sposób nie potra­fię się z nim porozumieć.Wszystko ma mi za złe.Nie podoba mu się ko­mnata gościnna w moim domu.Nie podoba mu się jadło z mojej ku­chni.Przeszkadza mu paw spacerujący w ogrodzie.Ba, skrzyczał nawet papugę w klatce, że odzywa się zupełnie nie wtedy, kiedy powinna.- Nie dziw się, panie sprawiedliwy - pośpieszył mędrzec z wyjaśnie­niem.- Człowiek normalny zachowywałby się w gościnie inaczej, spo­kojnie i godnie.Niestety, bogacze nie są ludźmi normalnymi.Bogacze poza sobą nie ufają nikomu.- Myślisz tak naprawdę, uczona głowo z Bagdadu? - zdumiał się sędzia.- Naturalnie, panie sprawiedliwy.No bo cóż to jest bogactwo? Majątek odebrany słabszym.Zawładnięty zbrojną przemocą, gwałtem albo łotrowskim podstępem.Już to samo sprawia, że ludzie majętni nie znają uczucia ni żalu, ni winy wobec tych, których kiedyś skrzywdzili.Oni albo ich ojcowie.Na odwrót, nienawidzą podwójnie swe ofiary.Baj z wioski Arsłana Sadułły, poczciwego garncarza, nie może być inny.Zaraz przekonasz się o tym na własne źrenice.Opinie Hodży Nasreddina sprawdziły się co do joty po upływie sekund.Zaledwie bogacz pojawił się w progu, zaczął biadolić, że nie ma czasu na sterczenie w domu sędziego nie wiadomo jak długo i z jakiego powodu.Dopiero kiedy za pisarzem sądowym dostrzegł znajome oblicze siwobrodego garncarza, domyślił się wszystkiego.Przystanął, poczer­wieniał na gębie, nabrał powietrza głęboko w płuca i jak nie wrzaśnie:- Co robi tutaj ten kulawy lepiglina? Czyżby stary krętacz i kłamca największy w naszej wsi był przyczyną, dla której sprowadziłeś mnie siłą do Pendżykentu? Ani myślę przebywać z nim pod wspólnym dachem! Sędzio, albo każesz natychmiast wyrzucić przebrzydłego kuter­nogę za drzwi, albo każ siodłać mojego wierzchowca! Pojadę ze skargą mi ciebie choćby na dno piekieł do samego Belzebuba.A najlepiej wprost do chana Kokandu.- Odważny jesteś - roześmiał się mędrzec bucharski zza pleców sędziego.- Człek tchórzem podszyty nigdy by sobie nie pozwolił na porównywanie wielkiego chana Kokandu do czartowskiego Belzebuba z głębi piekieł.I to tak głośno.Wobec tylu świadków nie głuchych i nie ślepych.- A ty czego się wtrącasz, wielbłądzia szczęko? Pytał cię ktoś o zdanie? W nos chcesz? A może wolisz w ucho? - warknął bogacz potrząsa­jąc kułakiem, wielkim i tłustym, podobnym do wieprzowego ryja.- Nie jestem głupim baranem, aby twierdzić, że nasz dostojny władca i Belze­bub z piekła rodem to jedno i to samo.- Nie mówię, żeś głupi jak bezrozumny baran - Hodża Nasreddin roześmiał się po raz wtóry - tylko, że jesteś nieprzytomnie odważny.Choć, jeśli się głębiej zastanowić, można dojść do wniosku, że czasami między pierwszym a drugim różnica niewielka.Ot, tycia-tycia.- Kręcisz coś bardzo uczenie, wielbłądzia szczęko - bogacz nie przestawał warczeć.- Zamiast tkwić w pendżykenckiej dziurze, jedź lepi do świętej Mekki albo Medyny.Tam mieleniem uczonego jęzora możesz dojść nawet do wielkich dostojeństw i do olbrzymiej fortuny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •