[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Historie ich żywotów były odmienne, ale losy nader podobne.Powoli ruszylidalej kamienną granią, z dołu zaś znów dobiegł ich złowrogi szum wody wyrzy-nającej sobie łożyska w zalegających dolinę śniegach. Rozdział 5Aluzje tyczące wyższych sfer; jak to się układa między patronami a ich pod-opiecznymi; ofiara z szaleńca i nie tylko.Książę Gaynor Przeklęty przystanął na skalistym zboczu ostatniej góry i zer-knął ponad granią na porośnięte mizerną trawą nieużytki po drugiej stronie i wid-niejący w oddali kolejny łańcuch górski. Nic tylko góry i góry  powiedział. Ale istnieje szansa, że to ostatnie,nadbrzeżne pasmo.Siostry nie mogą być daleko, a na stepie nie powinniśmy ichprzeoczyć.Zjedli mizerne ostatki prowiantu, wciąż nie dostrzegając wkoło ani śladu żad-nego zwierzęcia. Zupełnie jakby ten ląd nigdy nie był zamieszkały  zauważył Esbern Sna-re. Lub jakby życie wypędzono stąd ze szczętem. Widywałem już takie miejsca  mruknął Elryk. Podejrzana to sprawai ponure rzeczy sugeruje, bo można by pomyśleć, że albo Aad zwyciężył ostatecz-nie w takich krainach, albo w skryty sposób rządzi nimi Chaos.Pozostali zgodzili się, że odnoszą podobne wrażenie, Gaynor zaś zdradzaćzaczął coraz większe zniecierpliwię i usilnie nalegał, by jak najszybciej ruszać kutym drugim górom. %7łeby tylko siostry nie wsiadły tam na jakiś statek  poganiał ich, aleEsbern, który nie czerpał sił życiowych ani z mocy nieczystych, ani ze smoczegojadu, był już solidnie głodny i zdradzać zaczął oznaki zmęczenia.Coraz częściejgładził na dodatek przytulony do piersi tobołek i Elrykowi zdawało się nawet razi drugi, że słyszy z jego strony ciche zawodzenie i powarkiwanie, a gdy usiłowałspojrzeć w oczy siwowłosego, dostrzegł w nich jedynie cierpienie.Nad ranem rozbili obóz, i wówczas okazało się, że Esbern Snare, WilkołakPółnocy, zniknął gdzieś, ulegając najwyrazniej pokusie, która nie dość, że ode-brała mu niegdyś nadzieję, to wciąż nie chciała go opuścić.Dwakroć zdawałosię Elrykowi, że słyszy odległe, pełne żalu wycie, ale głos odbijał się echem odzboczy gór i nie sposób było ustalić kierunek, z którego dochodził.Potem zaległacisza.122 Przez cały dzień i noc Gaynor i Elryk nie zamienili nawet słowa, maszerowalitylko niczym w transie ku górom.Następnego ranka stwierdzili jednak, że gruntpodnosi się nieco, przechodząc w łagodne wzgórza, spomiędzy których sączy sięz wolna stłumiony zgiełk mogący zwiastować osadę, a może nawet i spore miasto.Podniesiony na duchu Gaynor klepnął Elryka w ramię. Już niedługo, Elryku  powiedział niemal radośnie. Znajdziemy, czegoszukamy.Albinos nic nie odpowiedział zastanawiając się, czy nie szukają przypadkiemtego samego, jeśli nie zawartości, to przynajmniej opakowania.To ostatnie znówskierowało jego myśli ku Róży i posmutniał. Może powinniśmy powiedzieć sobie dokładnie, czego oczekujemy odtrzech sióstr  mruknął Elryk. %7łeby nie było nieporozumień, jeśli faktycz-nie je tu spotkamy.Gaynor wzruszył ramionami i zwrócił hełm ku Elrykowi.Wyglądał na o wielepogodniejszego niż jeszcze parę chwil temu. Nie pożądamy tej samej rzeczy, Elryku z Melnibon, tego możesz być pe-wien. Ja szukam pudełka z drewna różanego  wyjawił albinos. A ja kwiatu  rzucił Gaynor. Kwiatu, który kwitnie od początku Czasu.Byli już blisko szczytu wzgórza, gdy ziemia zatrzęsła się, omal nie zwalającich z nóg.Huk powtórzył się, donośny, wibrujący, zupełnie jakby ktoś uderzałw gigantyczny gong.Elryk zakrył uszy, Gaynor opadł na jedno kolano, niczymprzyciśnięty do ziemi gigantyczną dłonią.Dzwięk i wstrząsy powtórzyły się po dziesięciokroć, ale drgania i echa niemilkły, chwiejąc szczytami pobliskich gór.Mogąc wreszcie uczynić krok, podeszli na szczyt wzgórza, by po drugiej jegostronie ujrzeć osobliwą konstrukcję, przy czym obaj byli gotowi przysiąc na co-kolwiek, że istnieje ona w tym miejscu dopiero od paru chwil, chociaż wyglądałanad wyraz solidnie.Była to skomplikowana maszyneria złożona z drewnianychlegarów i monstrualnych kół zębatych, a wszystko to skrzypiało i jęczało, obraca-jąc się powoli, ale niewstrzymanie, pobłyskując metalowymi częściami z miedzii brązu, srebrnymi drutami, lewarami i przeciwwagami układającymi się w oso-bliwe wzory i struktury.W środku zaś kręciły się tysiące ludzkich postaci prze-suwających się po masywnych wspornikach, obracających dzwignie, chodzącychw wielkich młynach kieratów, przenoszących piasek i wodę w cebrach, przemyka-jących ostrożnie pomiędzy wyważonymi starannie sworzniami.Całość zaś trzęsłasię, jakby zaraz miała się zawalić miażdżąc wszystkie te nagie postaci mężczyzn,kobiet i dzieci.Na samym szczycie sterczała olbrzymia kula, którą Elryk w pierw-szej chwili wziął za kryształową, potem jednak pojął, że widzi największą, jakądotąd napotkał, sferyczną błonę ektoplazmatyczną i od razu odgadł, kto siedziw środku, bowiem mało który czarownik na Ziemi nie próbował kiedyś zgłębiać123 boskiego sekretu czynienia takich cudów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •