[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozluznia się na te uspokajające słowa, ale kolejne zdanie Akkarata znów stawia go nabaczność. Oczywiście, sytuacja się trochę zmieniła.Przecież nie udało się wam zapewnićniektórych obiecanych zasobów. Anderson patrzy nań ostro. Mieliśmy terminy.Obiecane siły już tu płyną, podobnie jak broń i finansowanie.Akkarat uśmiecha się lekko. Nie przejmuj się tak.Na pewno jakoś uda się dogadać. My nadal chcemy dostępu do banku nasion.Akkarat wzrusza ramionami. Rozumiem twoje stanowisko. Nie zapominaj, że Carlyle ma jeszcze pompy, które będą ci potrzebne przed porądeszczową.Akkarat zerka na Carlyle a. Na pewno uda się dojść do odrębnego porozumienia. Nie!Carlyle szczerzy zęby, zerka na jednego, na drugiego, potem unosi ręce i się cofa. Dogadajcie się sami.Mnie w tym sporze nie ma. Tak będzie. Akkarat wraca do ustaleń bitewnych.Anderson patrzy zmrużonymi oczyma.Ciągle mają kilka kart przetargowych.Gwarancjepłodnych nasion ostatniej generacji.Ryż, który przez co najmniej dwanaście wysiewówbędzie odporny na rdzę pęcherzową.Zastanawia się, jak najlepiej podejść Akkarata, jak zpowrotem się z nim dogadać, ale daje mu się we znaki morfina oraz wyczerpanie z ostatnichdwudziestu czterech godzin.Zawiewa na nich dymem z któregoś pożaru, wszyscy zaczynają kaszleć, dopóki wiatr niezmieni kierunku.Nad miastem lecą łukiem kolejne pociski smugowe i artyleryjskie, potemrozbrzmiewa odległy grzmot wybuchów.Carlyle marszczy brwi. Co to było? Pewnie kompania Kruta.Odrzucili naszą propozycję.Zapewne ostrzeliwują lądowiskaw imieniu Prachy  mówi Akkarat. Białe koszule nie pozwolą, żeby dotarło naszezaopatrzenie.Za wały też się wezmą, jeśli im pozwolimy. Przecież zatopią miasto. I to będzie nasza wina. Akkarat marszczy czoło. W czasie zamachu dwunastegogrudnia ledwo udało się obronić wały.Kiedy Pracha poczuje, że przegrywa  a teraz jużchyba ma tego świadomość  białe koszule mogą wziąć miasto na zakładnika, żeby wymusićlepsze warunki kapitulacji. Wzrusza ramionami. Szkoda, że jeszcze nie mamy naszychwęglowych pomp. Jak tylko przestaną strzelać  mówi Carlyle  skontaktuję się z Kolkatą i każę je wysłać. Niczego innego się nie spodziewałem. Zęby Akkarata lśnią.Anderson walczy, żeby nie patrzeć na nich wilkiem.Nie podoba mu się ta przyjacielskagadka.Całkiem jakby zapomnieli, że trzymał ich w niewoli, jakby Carlyle i Akkarat byli starymi kumplami.Nie podoba mu się sposób, w jaki Akkarat rozdzielił interesy jego iCarlyle a.Przygląda się krajobrazowi, rozważając w myślach opcje.Gdyby tak wiedział, gdzie jestbank nasion, mógłby kazać grupie uderzeniowej wejść do miasta i opanować go w tymchaosie.Z dołu przesączają się krzyki.Na ulicach kłębią się ludzie, patrzą w stronę zamieszania,wszyscy ciekawi, co przyniesie im ta wojna.Idzie za spojrzeniem zdezorientowanego tłumu.Na tle ognia odcinają się czarne masywy wieżowców z Ekspansji, resztki szyb w oknachpołyskują wesoło odbiciem płomieni.Za miastem i pożarem faluje czarny ocean, połaćmroku.Z wysoka wały wydają się czymś dziwnie wątłym: pierścień gazowych latarń, apotem już nic, tylko żarłoczna ciemność. Naprawdę da się przerwać wały?  pyta.Akkarat wzrusza ramionami. Mają słabe punkty.Planowaliśmy bronić ich dodatkowymi siłami marynarki z południa,ale chyba damy radę je utrzymać. A jeśli nie? Ludzie nigdy nie wybaczą temu, kto pozwolił zatopić miasto  mówi Akkarat. Dotego nie można dopuścić.Będziemy walczyć o wały, jakbyśmy byli wieśniakami z BangRajan.Anderson patrzy na pożary i morze w oddali.Carlyle opiera się obok na poręczy.Jegotwarz lśni w świetle ognia.Ma na ustach zadowolony uśmiech człowieka, który nie możeprzegrać.Anderson nachyla się ku niemu. Tu może rządzi Akkarat, ale wszędzie indziej AgriGen. Wbija wzrok w kupca.Pamiętaj o tym. Z przyjemnością patrzy, jak więdnie uśmiech Carlylea.Echo przynosi kolejne strzały znad miasta.Obserwowana z wysoka bitwa jest całkowiciepozbawiona emocji.Jakby mrówki wojowały o kupę piasku.Jakby ktoś zrzucił na kupę dwamrowiska, żeby obserwować starcie prymitywnych cywilizacji.Grzmią mozdzierze.Pożarymigocą i błyskają.W oddali z ciemnego nieba opuszcza się cień  sterowiec opadający ku pożarom.Płynienisko nad płomieniami, nagle fragment ognia znika, zalany wodą morską z jego brzucha.Akkarat patrzy na to z uśmiechem. To nasi.Jednakże po chwili  jakby ogień nie został ugaszony, tylko przeskoczył w powietrze sterowiec wybucha.Pochłaniają go z rykiem płomienie, fragmenty powłoki płoną i odpadają,trzepocząc, latające monstrum spada na miasto i roztrzaskuje się w drobny mak o budynki. Jezus  odzywa się Anderson  na pewno nie chcesz posiłków już teraz?Twarz Akkarata pozostaje niewzruszona. Nie sądziłem, że zdążą rozstawić rakiety. Miastem wstrząsa potężny wybuch, gaz bucha pod niebo jaskrawozielonym płomieniem.Rozszerza się skłębiona kula ognia.Niewyobrażalna ilość sprężonego gazu rozwija się wgrzmiący zielony grzyb. To chyba rezerwa strategiczna Ministerstwa Zrodowiska  rzuca Akkarat. Pięknie  mruczy Carlyle. Pięknie, kurwa, pięknie. XLIIHock Seng kryje się w zaułku, gdy po Thanon Phosri pędzą z rykiem czołgi.Wzdryga sięna samą myśl o przepalanych ilościach paliwa.Jedna orgia przemocy pochłonie pewnieznaczną część rajskich zapasów oleju napędowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •