[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vereesa nie spodziewała się nawet, że zrani bestię, gdyż kamień nie mógł przebić twardej smoczej łuski.Miała jedynie nadzieję, że przyciągnie uwagę behemota.Udało się.Potężna głowa natychmiast obróciła się w jej stronę.Smok ryczał ze złości, że mu przerwano.Ork wrzeszczał coś nie­zrozumiale do swojego rumaka.Wielka skrzydlata istota nagle przechyliła się i skierowała w jej stronę.Udało się odciągnąć uwagę smoka od nieszczę­snego maga.- I co teraz? - łajała się łowczyni.Elfka odwróciła się i pobiegła, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ucieknie swemu potwornemu prześla­dowcy.Korony drzew nad jej głową zapaliły się od oddechu smo­ka.Płonące listowie opadło przed Vereesą, zamykając drogę ucieczki.Łowczyni bez namysłu skierowała się w lewo, ukrywając się między drzewami, których nie ogarnęły jesz­cze płomienie.Umrzesz! - powiedziała siebie w myślach.A wszystko to dla bezużytecznego czarodzieja.Przerażający ryk sprawił, że obejrzała się przez ramię.Czer­wony smok dogonił ją i właśnie wyciągał szponiastą łapę, żeby ją pochwycić.Vereesa wyobraziła sobie, jak łapa ta zgniatają albo, co gorsza, wciąga do straszliwej paszczy behemota.Kiedy jednak elfka oczekiwała na zbliżającą się śmierć, smok nagle wycofał łapę i zaczął wić się w powietrzu.Szpo­ny wbijał we własne ciało.Vereesie wydawało się, że lewiatan próbował pazurami podrapać się w każde dostępne miej­sce, jakby.jakby cierpiał z powodu ataku niezwykle dokuczliwego świądu.Siedzący na jego grzbiecie ork próbował od­zyskać kontrolę nad bestią, ale równie dobrze mógłby być pchłą, która wywołała takie cierpienia smoka, gdyż ten zu­pełnie nie zwracał uwagi na jego wysiłki.Vereesa stała i patrzyła się, gdyż nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć czegoś tak zaskakującego.Smok zwijał się i obracał, próbując zmniejszyć cierpienia, a j ego ruchy sta­wały się coraz bardziej gorączkowe.Ork ledwo mógł się utrzy­mać na grzbiecie bestii.Elfka zastanawiała się, co mogło spowodować, że potwór tak się.- Rhonin? - wyszeptała zdziwiona.Mag nagle pojawił się przed nią, zupełnie jakby wypowie­dzenie jego imienia przywołało go jak ducha.Płomieniste włosy były rozczochrane, a ciemna szata brudna i podarta, ale poza tym najwyraźniej nie ucierpiał.- Lepiej stąd odejdźmy, póki jeszcze możemy, co, elfko?Nie musiał dwa razy tego powtarzać.Tym razem to Rho­nin szedł pierwszy, używając jakiejś magicznej umiejętności do prowadzenia ich przez płonący las.Nawet Vereesa, choć była łowczynią, nie mogłaby zrobić tego lepiej.Rhonin szedł ścieżkami, których nie była w stanie zobaczyć, dopóki na nich nie stanęła.Przez ten cały czas smok unosił się na niebie i drapał się.Vereesa spojrzała w górę i zobaczyła, że po skórze smoka spływała krew.Własne pazury były jedną z niewielu rzeczy, które mogły przebić jego pancerz.Nie widziała orka, pewnie w którymś momencie stracił równowagę i spadł.Vereesa nie żałowała go.- Co zrobiłeś smokowi? - udało jej się w końcu wykrztusić.Rhonin, usiłujący odnaleźć granicę pożaru, nawet na nią nie spojrzał.- Coś, co nie wyszło tak, jak chciałem! Powinien cierpieć bardziej niż tylko z powodu silnego podrażnienia!Wydawał się być zły na siebie, jednak łowczyni czuła, że po raz pierwszy wywarł na niej wrażenie.Zmienił pewną śmierć w możliwość ratunku.o ile uda im się odnaleźć dro­gę ucieczki.Za nimi smok rykiem oznajmiał całemu światu swoją fru­strację.- Jak długo to potrwa?W końcu zatrzymał się i popatrzył jej w oczy.To, co elfka zobaczyła w jego spojrzeniu, nie spodobało jej się.- Za krótko.Podwoili wysiłki.Gdziekolwiek się nie obrócili, otaczał ich ogień, ale w końcu dotarli do jego krawędzi.Uciekli przed pożarem w miejsce, gdzie atakował ich tylko morderczy dym.Krztusząc się i potykając, wędrowali dalej, szukając ścieżki, na której wiatr wiałby im prosto w twarz, dzięki czemu pozo­stawiliby za sobą płomienie i dym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •