[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rano wyjeżdżam.- Kineasz czuł się naprawdę zakłopotany.Przyła-pał się na gładzeniu palcami krawędzi swojej tuniki; był to jego stary na-wyk.Kalchas patrzył, jak mężczyzni na pastwisku czyszczą oliwą skórzaneuprzęże.- Nie mogę przemówić ci do rozsądku i skłonić, byś tutaj został?Kineasz rozłożył ręce.- Zawarłem umowę, przyjacielu.Kiedy się z niej wywiążę i będę jużmiał jeden lub dwa talenty srebra, z przyjemnością wrócę do tej rozmowy.Kalchas uśmiechnął się.Był to pierwszy serdeczny uśmiech w ciągutych dwóch dni.56- Przemyślisz sprawę? Cieszę się.Dzisiaj będzie u mnie Isokles.Jegocórka ma dla nas śpiewać.Rodzinny wieczór, dziewczyna nie będzie zgor-szona.Rzuć na nią okiem.Kineasz uświadomił sobie, że mimo całej protekcjonalności Kalchasnaprawdę stara się go zatrzymać.- Bawisz się w swata?Kalchas objął go ramieniem.- Mówiłem to, jakeś tylko tu przybył.Twój ojciec ocalił całą naszą ro-dzinę.Takich rzeczy się nie zapomina.Wydaje ci się, że jestem dużą żabąw niewielkim stawie.Przecież to widzę.Zresztą masz rację.Z Isoklesemspieram się o wszystko, lecz on i ja mamy tu wielkie wpływy.Ale jestmiejsce dla trzeciego.Ten staw nie jest taki mały.Jak na Kalchasa, było to długie i emocjonalne przemówienie.Kineaszuścisnął przyjaciela, a sam został przezeń niemalże zmiażdżony.Kalchas odszedł, by nadzorować wywózkę niewolników do Attyki, Ki-neasz zaś wrócił do czyszczenia uprzęży.Siedział w cieniu pod płotempastwiska z rozłożoną na części uprzężą, do której musiał przyszyć nowąuzdzienicę, gdy nagle zamajaczył nad nim Ajas.- Dzień dobry - przywitał się młodzieniec.- Do usług, Ajasie.Przyjmij gościnę, jaką oferuje ci ta oto kępka tra-wy.- Kineasz zatoczył łuk dłonią i podsunął gościowi bukłak z kwaśnymwinem.Ajas pił je niczym ambrozję.- Mój ojciec powiedział, że możesz to przejrzeć.- Na ramieniu miałtorbę ze zwojami, przez co wyglądał jak student na agorze.Położył ją naziemi.Kineasz wyjął z niej jeden ze zwojów z tekstem starannie przepisanymprzez kopistę.Otworzył go.Był to Herodot.- Księga czwarta, ta o Scytach.Bo.ojciec mówił, że wyjeżdżasz&jutro.Do Olbii.I nie będziesz miał czasu przeczytać więcej.Kineasz skinął głową i podniósł uzdzienicę.- Najpewniej nie wystarczy mi czasu na pierwszy zwój - powiedział.57Ajas pokiwał głową i nic już nie mówił.Kineasz wrócił do pracy.Zapomocą brązowego szydła i służącego za podkład kawałka miękkiegodrewna wybijał rząd dziurek na każdym boku swej nowej uzdzienicy.Cojakiś czas zerkał spod czoła na Ajasa - chłopak był niespokojny, bawił sięskrawkami skóry i nici.Dalej milczał.Kineaszowi podobało się to milczenie.Po wybiciu odpowiedniej liczby dziurek nawoskował lniany sznur iprzeciągnął go przez oko igły - zbyt dużej wprawdzie, ale jedynej zdatnejdo tego celu igły w ich obozowisku.- Chodzi o to.- zaczął Ajas, lecz nagle jakby się zniechęcił i słowazawisły w powietrzu.Kineasz pozwolił, by jeszcze przez moment w powietrzu wisiały, samzaś uporał się z jednym sznurkiem i jął nawlekać drugi.- Chodzi o to.? - powtórzył za rozmówcą pytającym tonem.- Chcę poznać świat - oświadczył Ajas.Kineasz pokiwał głową.- To się chwali.- Tutaj nic się nie dzieje.- Brzmi zachęcająco.- Kineasz był ciekaw, czy umiałby żyć w miej-scu, gdzie najbardziej ekscytującymi wydarzeniami były święta i spotkaniaw gimnazjonie.Tego dnia wszelako, straciwszy konia i mając przed sobąniepewną przeprawę do Olbii tudzież spotkanie z jej tyranem, odnosił wra-żenie, że życie nudne nie jest bynajmniej życiem złym.- Chcę.do was dołączyć.Jechać z wami.Umiem jezdzić konno.Słaborzucam oszczepem, ale mogę się douczyć.Poza tym potrafię boksować, wal-czyć włócznią i wręcz.Przez rok mieszkałem z pasterzami.Umiem spać wciężkich warunkach, umiem rozpalić ognisko.Zabiłem kiedyś wilka.Kineasz uniósł wzrok.- A co na to twój ojciec?Ajas aż się rozpromienił.- Mówi, że mogę z wami jechać, jeżeli będziecie tak głupi, by mniezabrać ze sobą.58Kineasz wybuchnął śmiechem.- Na bogów.Tego bym właśnie się po nim spodziewał.Będzie tu dziśna kolacji.Ajas gorliwie pokiwał głową.- Ja też.Moja siostra Penelopa będzie śpiewać.A śpiewa przepięknie.I przędzie lepiej niż inne dziewczyny.I jest piękna.Nie powinienem tegomówić, ale taka jest prawda.Kineasz nie zetknął się wcześniej bezpośrednio z kultem bohaterów wtakim natężeniu.Na chwilę uległ słabości i delektował się podziwem, jakiwzbudzał w tym młodym człowieku.Potem jednak powiedział rzeczowo:- Z radością poznam twoją siostrę.Wieczorem porozmawiam też ztwoim ojcem.Ale Ajasie.Jesteśmy najemnikami.To trudne życie.Walkau boku młodego króla była poniekąd służbą naszym miastom, mimo że popowrocie nie traktowano nas należycie.Spanie w ciężkich warunkach,owszem.Ale bywa też gorzej: całe dnie bez snu.Noce na straży, na koniu,we wrogich nam krajach.- Urwał na moment, po czym dodał: - Wojna niejest już taka jak dawniej, Ajasie.To nie jest pojedynek mistrzów.Cnotynaszych przodków nieczęsto objawiają się we współczesnych bataliach.Przerwał, bo zauważył, że jego słowa odnoszą efekt odwrotny od zamie-rzonego.Chłopcu radośnie błyszczały oczy.- Ile masz lat?- W święto Heraklesa skończę siedemnaście.Kineasz wzruszył ramionami.Wystarczy, by uznać go za mężczyznę.- Porozmawiam z twoim ojcem - powiedział.A kiedy Ajas wybąkałsłowa podzięki, Kineasz stwierdził, że pozbawi go złudzeń.- Na syna prze-biegłego Kronosa.Chłopcze! Możesz postradać życie.I to bez sensu: wcudzej potyczce, w jakiejś ulicznej bójce, broniąc tyrana, który tobą gardzi.Albo też zginąć w ciemnościach od barbarzyńskiej strzały.To nie jest Ho-mer, Ajasie.To brud, brak snu i robactwo.A w dniu bitwy jesteś jedyniepozbawionym twarzy człowiekiem w hełmie, żadnym tam Achillesem czyHektorem, tylko wioślarzem pchającym falangę ku wrogom.59Próżne słowa.Kineasz miał nadzieję, że nie okażą się prorocze, ponie-waż sam, mimo dziesięciu lat tułaczki, dalej nosił w sobie Homera.Oba-wiał się śmierci w ciemnej uliczce lub podczas bójki w winiarni.Widział,jak taki los spotyka innych.Póznym popołudniem jego uprząż była czysta, a konie gotowe do drogi.Pozostali też już wszystko przygotowali.Zbroje i oszczepy z drewna dere-niowego zapakowano w słomiane kosze, które nieść miały juczne zwierzę-ta.Kineasz poszedł potem pod jedyny w obejściu dąb, by zacerować tamkoc, ale powieki zaczęły mu się kleić.Myśląc o kolacji, myślał też o sio-strze Ajasa, o tym, co mogła dla niego symbolizować: dom, bezpieczeń-stwo, pracę.Myślał też, że już od miesięcy nie spał z kobietą.Najpewniejod czasu, gdy rozstał się z armią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Jeff Lindsay Dzieło Dextera 04
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Meduza Tygrys w opalach
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- Drugie zycie dr.Murka Dolega Mostowicz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- osy.pev.pl