[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taki był punkt wyjścia.Hardcastle westchnął na myśl o telefonach i listach, które, rzecz jasna, napłynęły po ukazaniu się w prasie zdjęcia z podpisem: CZY ZNASZ TEGO MĘŻCZYZNĘ? Zdumiewająca ilość ludzi odpowiedziała pozytywnie.Córki piszące w nadziei, że rozpoznały ojca, z którym były poróżnione od lat.Dziewięćdziesięcioletnia kobieta przekonana, że to jej syn, który wyszedł z domu przed trzydziestu laty.Niezliczona ilość żon, pewnych, że fotografia przedstawia zaginionego męża.Siostry nie były tak uparte.Może miały mniej nadziei.I, oczywiście, ogromna liczba ludzi, którzy widzieli tego człowieka w Lincolnshire, Devonie, Londynie, metro, w autobusie, czającego się na przystani, patrzącego ponuro na rogu ulicy, próbującego ukryć twarz przy wychodzeniu z kina.Setki ścieżek, z których najbardziej obiecujące sprawdzono i okazało się, że prowadzą donikąd.Dziś jednak inspektor miał trochę więcej nadziei.Spojrzał znowu na list leżący na biurku.Merlina Rival.Imię nie podobało mu się.Nikt o zdrowych zmysłach nie mógł ochrzcić dziecka imieniem Merlina.Bez wątpienia było to imię przybrane przez nadawczynię.Natomiast list zrobił na nim dobre wrażenie.Nie był.ekstrawagancki ani poufały.Zwyczajnie mówił, że pisząca uważa za możliwe, iż mężczyzna jest jej mężem, z którym rozstała się kilka lat temu.Miała przyjść tego ranka.Nacisnął guzik i sierżant Cray stanął w drzwiach.— Pani Rival jeszcze nie przyszła?— Właśnie weszła.Miałem pana zawiadomić.— Jak wygląda?— Trochę teatralnie — odparł Cray po zastanowieniu.— Mocny makijaż i to nie w najlepszym stylu.Ale raczej solidna kobieta.— Zdenerwowana?— Nie.Przynajmniej nie widać.— Dobrze.Niech wejdzie.Cray wyszedł i zaraz wrócił, mówiąc: — Pani Rival, sir.Inspektor wstał i podał jej rękę.Około pięćdziesiątki na pierwszy rzut oka — ocenił; z bardzo daleka mogła wyglądać na trzydziestkę.Z bliska na więcej niż pięćdziesiąt lat, w wyniku niedbałego makijażu.Ciemne farbowane włosy.Bez kapelusza, średniej wagi i budowy, nosiła ciemny płaszcz i takąż spódniczkę oraz białą bluzkę.Trzymała wielką, kraciastą torbę.Brzęcząca bransoleta i jeden czy dwa pierścionki.Kierując się bogatym doświadczeniem, Hardcastle zakwalifikował ją do kategorii „dość przyzwoita”.Zapewne nie nadmiernie skrupulatna, łatwa w pożyciu, dosyć hojna, raczej sympatyczna.Solidna? Oto pytanie.Nie liczył na to, ale też nie powinien był liczyć.— Miło mi panią poznać — powiedział — i mam nadzieje, że będzie pani w stanie nam pomóc.— Oczywiście wcale nie jestem tego pewna — odrzekła przepraszająco.— Wygląda jednak całkiem jak Harry.Bardzo podobny.Jestem przygotowana na przegraną i mam nadzieję, że nie zabiorę wiele pańskiego czasu.Wydawała się skruszona z tego powodu.— Nie musi się pani przejmować.Bardzo potrzebujemy pomocy w tej sprawie.— Rozumiem.Mam nadzieję, że będę mogła mieć pewność.Dużo czasu upłynęło, od kiedy go widziałam.— Możemy ustalić kilka faktów? Kiedy zatem widziała pani męża po raz ostatni?— Cały czas w pociągu próbowałam uzmysłowić to sobie dokładnie.Okropne, jak uciekają i mylą się wspomnienia.Pisałam w liście, że to było około dziesięciu lat temu, ale pewnie jeszcze dawniej.Myślę, że bliżej piętnastu.Czas płynie tak szybko.Przypuszczam, że człowiek ma skłonność do skracania okresów, ponieważ to odmładza? Nie sądzi pan?— To możliwe — odparł inspektor.— W każdym razie uważa pani, że od ostatniego waszego spotkania minęło z grubsza piętnaście lat.Kiedy się pobraliście?— To musiało być jakieś trzy lata wcześniej.— Gdzie państwo mieszkali?— W miejscowości Shipton Bois, w Suffolk.Miłe, handlowe miasteczko.Dosyć biedne, jeśli wie pan, co mam na myśli.— Co robił pani mąż?— Był agentem ubezpieczeniowym.Przynajmniej… — przerwała — tak mówił.Inspektor spojrzał bacznie.— Wykryła pani, że to nieprawda?— Nie od razu.Po pewnym czasie zaczęłam podejrzewać, że być może nie jest tym, za kogo się podaje.Mężczyźnie łatwo jest udawać różne rzeczy.— Sądzę, że w pewnych okolicznościach to rzeczywiście łatwe.— Daje to pretekst, aby być dużo poza domem.— A pani mąż bywał w domu mało?— Tak.Początkowo nie zastanawiałam się nad tym…— A później?Nie odpowiedziała natychmiast.Po chwili rzekła:— Możemy to załatwić? Mimo wszystko, jeśli to nie Harry…Był ciekaw, co miała na myśli.W jej głosie wyczuwało się napięcie, jakąś emocję? Nie był pewien.— Rozumiem, że chciałaby pani mieć to za sobą.Idziemy.Wstał i poprowadził ją do czekającego samochodu.Kiedy dotarli na miejsce, nie była bardziej zdenerwowana niż inni ludzie w tej sytuacji.Powiedział zwykłą uspokajającą formułkę:— Wszystko będzie dobrze.To nic strasznego.Potrwa tylko chwilę.Szuflada została wysunięta, asystent zdjął prześcieradło.Kobieta przyglądała się chwilę, oddychając szybciej.Westchnęła cicho, potem odwróciła się nagle i oświadczyła:— To jest Harry.Tak.Jest znacznie starszy, wygląda inaczej… Jednak to on.Inspektor skinął asystentowi, ujął kobietę pod ramię i zabrał do samochodu.Wrócili do komisariatu.Inspektor milczał.Pozwolił jej przyjść do siebie.Gdy weszli do pokoju, natychmiast zjawił się policjant z tacą.— Proszę bardzo, pani Rival.Proszę wypić filiżankę herbaty, to pozwoli pani otrząsnąć się.Potem porozmawiamy.— Dziękuję.Posłodziła obficie herbatę i wypiła szybko.— Już lepiej — powiedziała.— To naprawdę nic takiego.Tylko… Tylko robi się troszkę mdło.— Twierdzi pani stanowczo, że to pani mąż?— Jestem tego pewna.Oczywiście postarzał się, ale nie zmienił aż tak bardzo.Zawsze wyglądał bardzo elegancko.Przystojny, wie pan, z klasą.Tak pomyślał Hardcastle, to niezły opis.Zapewne Harry zdawał się należeć do lepszej sfery, niż to istotnie było.Niektórzy mężczyźni mają taką prezencję i to pomaga im w osiągnięciu celów.Pani Rival potwierdziła to: — Zawsze był bardzo wybredny na punkcie ubrania.Dlatego wpadały tak łatwo.Nigdy nie podejrzewały niczego.— Kto wpadał? — zapytał łagodnie inspektor.— Kobiety — odparła.— Kobiety.Właśnie to zajmowało mu większość czasu.— Rozumiem.I pani dowiedziała się o tym.— Ja… ja podejrzewałam.To znaczy, on bywał dużo poza domem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •