[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Eee.tak, proszę pana.Wysoki Sądzie.Jestem.no.niewinny - powiedział bez przekonania Piszczyk.- Dziękuję panu, panie Bylighter - rzekł sędzia z prawie nieukrywanym sarkazmem.Patrzył chwilę na swoje ręce, jakbyzatopiony w cichej modlitwie, i zanim znów się odezwał, pokręciłgłową i jeszcze raz ciężko westchnął.- Przesłuchanieprzedprocesowe odbędzie się dwunastego września w dziewiątymoddziale tego sądu.Odrzucam pańską prośbę o zwolnienie w trybiezwykłym i wyznaczam kaucję w wysokości pięćdziesięciu tysięcydolarów.- Podniósł wzrok znad dokumentów i spojrzał na Cahoona.- Czy słusznie zakładam, że pan mecenas jest przygotowany dozałatwienia formalności związanych z wpłaceniem kaucji?- Tak, Wysoki Sądzie - odparł grzecznie Cahoon.- Panie Bylighter, czy mogę uważać, że jest pan świadomypoważnych konsekwencji, jakie panu grożą, jeśli nie stawi się panw sądzie?- Hmm.ttt.tak proszę pana.- Pragnę zapewnić Wysoki Sąd - wtrącił spokojnie Cahoon - żepoinformuję mojego klienta o poważnej odpowiedzialności, jaka nanim ciąży.- Jestem tego pewien, panie mecenasie - mruknął sędzia zeznużonym sarkazmem i wręczył woznemu akta.- Następna sprawa.Posłusznie podpisawszy przerażającą stertę dokumentów,których nawet nie usiłował przeczytać, tym bardziej zrozumieć,pokwitowawszy odbiór ubrania, kluczy i drobnych, Eugene Bylighteropuścił z Cahoonem gmach sądu.- Mam nadzieję, że rozumie pan, czego dzisiaj od panaoczekują, prawda? - spytał adwokat z cierpliwym, może nawetżyczliwym wyrazem twarzy, patrząc na Piszczyka łagodnymi,nieruchomymi oczyma.- Przede wszystkim musi pan spotkać się zdetektywem DeLaurą.W barze MacDonalda naprzeciwko hoteluClairmont, punktualnie o piątej po południu.Nie zapomni pan?- Nie, proszę pana.- Bylighter przełknął nerwowo ślinę irozejrzał się ukradkiem.- Pozwoli pan, że przed pożegnaniem dam mu jeszcze jednąradę.- Tak? - szepnął Piszczyk i znów się rozejrzał.- Rób, co ci każą, synu.Rób dokładnie, co ci każą, i nawetnie myśl o ucieczce.Wierz mi, oni traktują to wszystko bardzopoważnie.Bardzo, ale to bardzo poważnie - dodał mecenas Cahoon.Potem zawrócił i zniknął w gmachu sądu.Znalezienie wolnej budki telefonicznej zajęło Bylighterowiprawie dziesięć minut.Zgodnie ze wskazówkami, najpierw zadzwonił do Rayneego.Wyjąkał coś szybko, uważnie słuchał, nerwowopotakując, wreszcie, kiedy Tęcza trzasnął słuchawką, Piszczykodwiesił swoją.Potem zatelefonował pod numer, który wrył mu sięw pamięa.- Hhh.halo? Zorza?Uwodzicielski głos zawahał się leciutko i Bylighter usłyszałwesoły perlisty śmiech.- Piszczyk? - spytała zaskoczona.- To ty?- Eee.ttt.tak, to ja - wydukał uszczęśliwiony, czując,że serce wali mu jak młotem.- Skąd dzwonisz?- No.z budki na rogu ulicy C.Wypuścili mnie.- Tak, słyszałam, Tęcza mi powiedział.Piszczyk, ChrystePanie, wdepnąłeś w takie gówno, że aż strach.- Boże, wiem.- Czekaj - przerwała mu Zorza - musisz mi to powiedzieć.Tylko bez żadnego kitu, dobra? Czy naprawdę zrobiłeś kipisz uRoya Szubienicy tylko po to, żeby zdobyć te pięćset dolarów?- No.tak.- Jezu, taki jesteś napalony?!- Chyba tak - przyznał zakłopotany.- Ale najważniejsze, żemam pieniądze.- Co?! - Roześmiała się z niedowierzaniem.- Myślałam, żecię złapali, zanim.- Tak, ale www.wiesz, wszedłem w taki układ.Może ci Tęczamówił?Zorza przestała się śmiać.- O hotelu Clairmont? Tak, wiem, o co chodzi.No i?- Widzisz, jestem w tym wszystkim czymś w rodzaju pośrednikai dostanę za to pieniądze.Pięćset dolarów - oświadczył z dumą.-A moi.moi przyjaciele, oni wynajmą mi pokój w hotelu.Oknawychodzą na park, więc pomyślałem sobie, że.- Mówił corazszybciej, serce omal nie wyskoczyło mu z piersi.-.że możeprzyszłabyś popatrzeć, jak załatwiam sprawę, a potem, no wiesz,moglibyśmy zostać i.jakoś to uczcić.Razem, jak mówiłaś.Zorza chwilę milczała, rozważając instrukcje Tęczy.Słuchawka w kurczowo zaciśniętej dłoni Bylightera ślizgała się odpotu.- Dobra, Piszczyku! - Zorza zaśmiała się wesoło.- Skoropragniesz mnie do tego stopnia, że zadarłeś z Royem Szubienicą,to zgoda.Jake Locotta odpoczywał nad basenem swojego domu w PalmSprings.Na leżaku obok sadowił się właśnie Al Rosenthal. - No i? - spytał Locotta.- Powiadają, że nasz przyjaciel Generał zamierza dobić targudziś wieczorem.Dwieście pięćdziesiąt gramów tego nowego towaru.Co ciekawsze, chodzą słuchy że załatwi rzecz osobiście.- Słowem, olali nasze ostrzeżenie, hę?- Najwyrazniej, Jake.- Sfilmuj ich, Rosey - rozkazał Locotta.- Zanim skasujęPilgrima, chcę na własne oczy zobaczyć, co jest, do diabła,grane!- Myślisz, że Pilgrim knuje coś przeciwko nam?- Nie mam pojęcia.- Locotta wzruszył opalonymi, natłusz-czonymi olejkiem ramionami.- Może Pilgrim, może Raynee, możeGenerał.A może rozgrywają coś między sobą.Nie wiem.Ale powiemci coś: to nie ma żadnego znaczenia! - warknął.- Najmniejszego,bo jeśli na moim terytorium toczy się jakaś gra, to.-.to chcesz znać jej uczestników - dokończył za niegoRosenthal.- I to wszystkich, Rosey - wyszeptał złowieszczo Locotta.-Chcę znać wszystkich skurwysynów, którzy wchodzą mi w drogę.Kilka minut po rozmowie z Bylighterem Lafayette BeaumontRaynee zatelefonował do Jimmy'ego Pilgrima.- Przed chwilą dzwonił Piszczyk.- I?- Prokurator okręgowy poszedł na układ.Wygląda na to, żejuż od dawna polowali na Generała.Wiedziałem, że te dupki połknąhaczyk.Było nie było, przynęta jest tłusta.- Co z Bylighterem?Raynee parsknął śmiechem.- Chodzi za nim całe stado ludzi.Właściwie dwa stada: ich inasze.Ale nic się nie martw.Przed wieczorem włos mu z głowy niespadnie.Osobiście tego dopilnuję - zapewnił.- Zwietnie.Czy Generał wie o kłopotach Bylightera?- To zawsze możliwe.Ale mało prawdopodobne.Nie ma powodu,żeby zajmował się jakimś nic nie znaczącym gnojkiem.Siedzi nazbyt wysokim stołku.- Co w gazetach?- Kilka wzmianek o włamaniu do domu sędziego.Piszą, żesprawcą jest młodociany przestępca.Nazwiska nie podają.ZresztąGenerał nie wie, kto naraił mu klientów.A nawet gdyby wiedział,nie będzie sobie tym zawracał głowy.Ma cykora.Tassio nie dajemu spać.- No i wie, że towar jest legalny - dodał Pilgrim.- Hmm, topowinno być bardzo ciekawe.A nasi klienci? Ta Mudd i jej przyjaciele? Nie wycofali się?- Nie, skąd.- Dobrze ich sprawdziłeś?- Ma się rozumieć.Jak dotąd, nic nie znalezliśmy.Ale, jaksam mówiłeś, nawet jeśli okaże się, że są podstawieni, rzecz niebędzie miała znaczenia.- Powiem ci, że byłoby nawet lepiej, gdyby pracowali dlapolicji - odrzekł Pilgrim.- Nasza próba zyskałaby przez to nawiarogodności i moglibyśmy dzięki niej wyjaśnić sprawę tamtejdziewczyny i jej przyjaciela.- Pokomplikowało się, co? - Raynee zachichotał.- Owszem - szepnął Pilgrim.- Dlatego musimy dobrze wszy-stkiego przypilnować.Musimy zademonstrować skuteczność teoriianalogów Michaelowi Theissowi i naszym poplecznikom, ale trzebato zrobić z zachowaniem jak najdalej posuniętych środkówostrożności.Locotta nie poprzestanie na ostrzeżeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •