[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marszałek jak zwykle nakładał, służba roznosiła wszystkim po kolei.Rozpoczęła się taobłąkana uczta.Milczenie zapadło głuche, nabrzmiałe trwogą, słyszeć się jeno dawały gwał-towne łomotania serc.Strach zjeżał włosy i przejmował lodem, bowiem w tych skąpych bla-skach świateł wszystko przybierało kształty chorobliwego majaczenia.Zarębę chwycił ser-deczny dygot, nie mógł przełykać; niewytłumaczona trwoga nim owładnęła, chwilami byłpewien, iż na pustych krzesłach dostrzega jakieś cienie, że trupi oddech go owiewa; przejętyzgrozą, nie śmiał się poruszyć z miejsca i spoglądać na boki.Naraz zatrząsł się jak osina;rozległ się jakiś okropny, nieznajomy głos.To kasztelanowa przemówiła do swoich gości,zwracała się nawet i do niego; nie pojął treści, bo ten niesamowity dzwięk jej głosu odjął muwładzę rozumienia: brzmiał, jakby dobyty z głębin ziemi, z niezmiernych dalekości.Tak mo-głyby przemawiać umarłe.Przemógłszy się, podniósł wreszcie na nią oczy i jakby skamieniał w zdumieniu: pałałakrwawymi rumieńcami, stała w ogniach, spojrzenia miały blaski gwiazd, lśniły wargi, poka-zała się być jakby uskrzydloną, krucze jej włosy skrzyły się diamentowymi światłami, prze-mienioną się pokazała, prawie niepodobną do siebie.Grały w niej jakieś moce ogromne i wkształt nowy przekuwały.Nie z tego świata mieszkanką zjawiła się jego zdumionym oczom.Wziął to zrazu za przywidzenie własnej imaginacji.Ale nie, siedziała przed nim, słyszał jejmowę, wiedział, gdzie się znajduje.I niemałym wysiłkiem opanowawszy wzburzone myśli,zaczął pojmować jej słowa prędkie, często pozornie bezładne i jeno chorym bełkotem się wy-dające.Z tytułów, jakimi obdarzała w rozmowie swoich gości, doszedł, że z prawej miałaksięcia wojewodę wileńskiego, Radziwiłła, zaś z lewej strony brał miejsce kasztelan bydgo-ski, Kościelski; obok zaś siebie nieboszczyka ojca miał respektować i nieboszczyka hetmanaBranickiego.To go przywiodło do znacznego uspokojenia i dało siły zapanowania nad sobą.Dyskursa, jakie wiodła z nieboszczykami, tyczyły spraw i ludzi dawno pomarłych.Prowa-dziła je biegle, zadając akuratne pytania, nasłuchiwała z uwagą i nie szczędziła obszernychresponsów.Papuga, zakrzyczawszy gwałtownie, znowu wybuchnęła śmiechem. Diabeł w niej krzyczy!  zaszeptał służący sinymi z trwogi wargami.181  Poproś dominikanina  rzucił pod wpływem jakiejś myśli. Nie wolno mu teraz przeszkadzać!Na taką odpowiedz podniósł się i nie spuszczając z niej oczu, cofał się z wolna kudrzwiom.Nie zauważyła, nie widziała już nic, zatopiona w rozmowie z marami: czyniła po-dobieństwo lunatyczki, balansującej nad przepaściami.Zaręba, wydostawszy się do jej komnaty, posłał po mnicha.Stanął przed nim w pokornej postawie, świdrując palącymi, czarnymi oczyma, a wysłu-chawszy gorących próśb o ratowanie kasztelanowej wyrzekł krótko: Przyjdzie i na to pora. Ja nie wiem, co poczynać, a obawiam się najgorszych skutków.Mnich skłonił głową i odszedł bez słowa.W tym czasie kasztelanowa przeszła wraz z gośćmi do wielkiej sali.Siedziała objęta pół-kolem pustych krzeseł, kontynuując dyskursa, jeno już mniej ożywiona i jakby wyzbyta z sił.Kilka świec zapalonych rozkrążało świetlisty tuman w mrokach obszernej sali, w którychledwie majaczyły postacie fresków, że jej pobladła, wychudła twarz widziała się jakby jedną ztych malowanych na ścianach; głos się jej załamywał, chwilami poruszała niemymi wargami,to musiał się w niej rwać jakiś wątek, gdyż spozierała dokoła, jakby szukając czegoś w ciem-nościach we własnej imaginacji.Po jakimś czasie ukazał się na progu mnich i wtapiając w nią przenikliwie, fosforycznieświecące oczy zbliżał się cicho niby cień.Jego biało-czarny habit i twarz kredowa występo-wały z wolna z ciemności, urastając do pozoru widziadła.Musiała odczuć jego zbliżanie,gdyż poruszyła się gorączkowo i rzucając lękliwie oczyma na różne strony, podnosiła się zmiejsca niechętnie, jakby przymuszana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •