[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak to się stało, że w ciągu następny ch czterech dni na nowo oży ł, znów szarpać się zacząłi walczy ć w swoim pojęciu?Ano  zupełnie niezwy czajnie& Przy padku przecież zwy czajnie się nie spoty ka w by le jakimmiejscu ży cia.Rączy na Janka spotkał na czarnej drodze i ten zaraz do niego: No i jak, wy siudajka? Kamieniami już nie rzucają?Z ludzka zapy tał, bez drwiny, toteż Ry siek odparł, że nie i pozdrowienia od Budziejewskiegoprzekazał, razem z całą jego niedolą.Rączy n głową pokiwał, zaklął, jako że miał w zwy czaju wzdy chać, i powiedział, podczas gdyszli dalej: No tak.Nas to samo czeka od Nowego Roku.Miał na my śli redukcje w Blaszance.Ry siek to wiedział, cały Mary mont ciemną Gwiazdkęmiał tego roku: dy rektor ludzi wy rzuca na bruk, roboty nie ma, a gdzie blacharzom zaczepićsię w zimę, gdy w dodatku nic się nie buduje? Na jaki dach, kiedy każdy tak stromy jak ży cie?Zapy tał: I co będziecie robić? Bronić się  mruknął Janek. Eee tam& bronić się.Jak tu się bronić, panie Rączy n? Tamten też by ł remiecha nie by le jakii niczego się nie dobronił.Wkraczali w krzy we płotki.Jakieś kroki chlupotały po błocie za nimi.Musieli obejść, bo kałużarozlała się szeroko, jeszcze jej wieczorny mrozek nie ściął.Przy stanęli chwilę, szukając sposobu,i te kroki za nimi ustały.Tak to Ry siek zauważy ł jedną dziesiątą ucha. Inna sprawa  powiedział Janek. Można przegrać lub wy grać, ale nie można, do cholery,rezy gnować.Na bruk się położę i łeb pod tramwaj podetkam? Gówno! Niech kto inny to zrobi.Taki chłop jak Janek musiał Lewandowskiego pociągnąć ze sobą.Z roboty go wy walili, brukprzed nim i nędza goła w głodową kratkę, a on nic, śmieje się, jeszcze mówi dokładnie, gdzie mapana dy rektora Więckowskiego i jemu podobny ch łobuzów, tak dokładnie, żeby się już nikt niepomy lił, na wesoło, podczas gdy inni biją głowami w mur. I pan nie zrezy gnuje?  z lekką drwiną zapy tał, bo przecież widziało się już w ży ciu silny ch. Anie! Będziem się chcieli bronić. Bronić& ! Chciałby m to zobaczy ć, panie Janku.Zawsze pan mówi:   Walka, walka.Rączy n uśmiechnął się krzy wo: Chciałby ś? Ooo!  odparł z takim samy m krzy wy m uśmieszkiem. No to zobaczy sz.Jeszcze ci oko zbieleje, ty cwaniaku& Bo ty przecież wszy stko już widziałeś, mądry jesteś& Jak dostają w kość  widziałem.Może by się i pocięli na ostro, bo każdy by ł zawzięty i słowa nie darował, ale Rączy n skręcałw przecznicę, a Lewandowski zawracał bez celu.Na odchodne Rączy n zawołał: Przy jdz jutro pod Blaszankę!Ry siek przeskoczy ł na drugą stronę ulicy, potknął się na śliskim błocie i wpadł prosto w ramionaKosiorka.Tamten zagrodził mu drogę. Rączy na nie widziałeś Janka? Interes mam, dług chcę oddać. Tam poszedł!  rzekł bezmy ślnie Ry siek, wskazując ręką. Szpicel!  przy pomniał sobie, gdy za Kosiorkiem przemla  skało już błoto.Zawołał z całejsiły : Panie Kosiorek, nie tam przecież! Gdzie pan idziesz, jak Boga kocham?Wy pluty człowiek zawrócił pędem. A gdzie?  sapnął. Tam wskazy wałeś. Bo nie doczekasz pan, aż mnie ręka do końca opadnie i lecisz pan.O tam, na lewo. I wskazałprzeciwną stronę. Coś ci ta ręka wolno opada  zauważy ł zgry zliwie, odchodząc. A, bo  powiedział flegmaty cznie Ry siek  dałem wczoraj w py sk takiemu jednemu, co ludzikapuje.Więc dlatego tak wolno& Ale do kry minału ci się spieszy wy raznie  zaklął tamten i znikł.By ło zle.Szpicel za Rączy nem lata jak wściekły, a tamten nic nie wie.I chociaż kłócili się przedchwilą, Ry siek już by serce z duszą za niego oddał, bo szpicel to by ł wróg wspólny dla każdego.I od razu zrozumiał, że tu trzeba cy nk dać jak najszy bciej, każda chwila droga.I odtąd jak w karuzeli.Bo jeszcze się nie odwrócił dokąd iść, kiedy już Janek sam na niegowpadł, bo chodził pochy lony tak jak Ry siek. Kosiorek za panem lata  powiedział cicho. Forsę jakąś ma dla pana, tak? Chy ba za mnie, cholera no! W każdy m razie pilnuj się pan.Bo on mało dupy nie zgubi, tak lata.Cześć!Odszedł, ale Rączy n zawrócił go cichy m okrzy kiem.Zwiatło latarni padało na jego chudątwarz: blada by ła i skupiona.W ty m samy m miejscu stali, gdzie kiedy ś z Zielińskim, po zabawieu Lipków. Pamiętasz, że ci wtedy skoki dałem  zapy tał ostro Janek. Pomogłem znaczy się, tak?Lewandowski przy znał, że tak, pomógł, tego się nie zapomina, bo o jego honor chodziłoprzecież& No widzisz, a tu chodzi o honor wielu ludzi, o to właśnie, by się bronić z honorem, ty lko że jużbez tej ojczy zny i tego, że się odda  nie odda, to wszy stko ozdóbki do dupki.Jak się ma honor, tonikomu go się nie oddaje, to nie parasol do wy poży czenia.Krótko, Lewandowszczak: pomożeszmi? Pomogę! Py sk na kłódkę? Noo  obruszy ł się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •