[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siła i praca są jedynymi przywilejami na tym świecie.Niejednokrotnie też tysiącletnie, ale bezwładne drzewa upadają pod ciosami kolonistów-dorobkiewiczów, a pomimo to w naturze nie zachodzi żaden przewrót.Siła i praca, pani, nie tytuł i nieurodzenie.Panna Izabela była rozdrażniona.- Tu może mi pan mówić - rzekła - co pan chce, tu uwierzę we wszystko, bo dokoła widzę tylkopańskich sprzymierzeńców.- Czy oni nigdy nie staną się sprzymierzeńcami pani?!- Nie wiem.może.Tak często teraz słyszę o nich, że kiedyś mogę uwierzyć w ich potęgę.Weszli na polankę zamkniętą wzgórzami, na których rosły pochylone sosny.Panna Izabela usiadła napniu ściętego drzewa, a Wokulski niedaleko niej na ziemi.W tej chwili na brzegu polanki ukazała siępani Wąsowska ze Starskim. - Czy nie chcesz, Belu - wołała - wziąć sobie tego kawalera?- Protestuję! - odezwał się Starski.- Panna Izabela jest całkiem zadowolona ze swego towarzysza, a jaz mojej towarzyszki.- Czy tak, Belu?- Tak, tak! - zawołał Starski.- Niech będzie tak.- powtórzyła panna Izabela bawiąc się parasolką i patrząc w ziemię.Pani Wąsowska i Starski znikli na wzgórzu, panna Izabela coraz niecierpliwiej bawiła się parasolką.Wokulskiemu pulsa biły w skroniach jak dzwony.Ponieważ milczenie trwało zbyt długo, więc odezwałasię panna Izabela:- Prawie rok temu byliśmy w tym miejscu na wrześniowej majówce.Było ze trzydzieści osób zsąsiedztwa.O, tam palono ogień.- Bawiła się pani lepiej niż dziś?- Nie.Siedziałam na tym samym pniu i byłam jakaś smutna.Czegoś mi brakło.I co mi się bardzorzadko zdarza, myślałam: co też będzie za rok?.- Dziwna rzecz!.- szepnął Wokulski.- Ja także mniej więcej rok temu mieszkałem z obozem w lesie,ale w Bułgarii.Myślałem: czy za rok żyć będę i.- I o czym jeszcze?- O pani.Panna Izabela niespokojnie poruszyła się i pobladła.- O mnie?.- spytała.- Alboż pan mnie znał?.- Tak.znam panią już parę lat, ale niekiedy zdaje mi się, że znam panią od wieków.Czas ogromniewydłuża się, kiedy o kimś myślimy ciągle, na jawie i we śnie.Podniosła się z pnia, jakby chcąc uciekać: Wokulski także powstał.- Niech pani przebaczy, jeżeli mimowolnie zrobiłem jej przykrość.Może, według pani, tacy jak ja niemają prawa myśleć o pani?.W waszym świecie nawet ten zakaz jest możliwy.Ale ja należę doinnego.W moim świecie paproć i mech tak dobrze mają prawo patrzeć na słońce jak sosny albo.grzyby.Dlatego niech mi pani wręcz powie: czy wolno mi, czy nie wolno myśleć o pani? Na dziś nieżądam nic innego.- Ja pana prawie nie znam - szepnęła, widocznie zakłopotana, panna Izabela.- Ja też dziś nic nie żądam.Pytam się tylko, czy nie uważa pani za obrazę dla siebie tego, że ja myślę opani, nic - tylko myślę.Znam opinię klasy, wśród której wychowała się pani, o takich ludziach jak ja iwiem, że to, co mówię w tej chwili, nazwać można zuchwalstwem.Niech mi więc pani powie wprost, ajeżeli aż taka istnieje między nami różnica, nie będę się już dłużej starał o względy pani.Wyjadę dziślub jutro bez cienia pretensji, owszem, zupełnie wyleczony.- Każdy człowiek ma prawo myśleć.- odparła panna Izabela, coraz mocniej zmieszana.- Dziękuję pani.Tym słówkiem dała mi pani poznać, że w jej przekonaniu nie stoję niżej od panówStarskich, marszałków i im podobnych.Rozumiem, że nawet w tych warunkach mogę jeszcze niezyskać sympatii pani.Do tego bardzo daleko.Ale wiem przynajmniej, że już mam ludzkie prawa i żepani będzie od tej pory sądzić moje czyny, nie tytuły, których nie posiadam.- Jest pan przecie szlachcicem, a mówi prezesowa, że tak dobrym, jak Starscy, a nawet Zasławscy. - Owszem, jeżeli pani życzy sobie, jestem szlachcicem, nawet lepszym od niejednego z tych, jakichspotykałem w salonach.Na moje nieszczęście, wobec pani, jestem także i kupcem.- No, kupcem można być i można nic być, to zależy od pana.odparła już śmielej panna Izabela.Wokulski zamyślił się.W tej chwili w lesie poczęto hukać i zwoływać się, a w parę minut pózniej całe towarzystwo ze sługami,koszami i rydzami znalazło się na polance.- Wracajmy do domu - rzekła pani Wąsowska - bo mnie te rydze znudziły i czas na obiad.Kilka dni następnych upłynęły Wokulskiemu w sposób dziwny; gdyby go zapytano: czym były dlaniego? zapewne odpowiedziałby, że snem szczęścia, jedną z tych epok w życiu, dla których, może być,natura powołała na świat człowieka.Obojętny widz może nazwałby takie dnie jednostajnymi, a nawet nudnymi.Ochocki sposępniał i odrana do wieczora albo kleił, albo puszczał oryginalnej formy latawce: Pani Wąsowska z panną Felicjączytały albo zajmowały się szyciem ornatu dla miejscowego proboszcza.Starski z prezesową i baronemgrali w karty.I tym sposobem Wokulski i panna Izabela nie tylko byli zupełnie osamotnieni, ale jeszcze musieli byćciągle razem.Chodzili po parku, czasem w pole, siedzieli pod wiekową lipą na podwórzu, ale najczęściej pływali postawie.On wiosłował, ona od czasu do czasu rzucała okruchy ciastek łabędziom, które cicho sunęły zanimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •