[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakie metody?- O właśnie - Shaa myślał intensywnie.Coraz mocniej intrygo­wał go ten przypadek.- Muzyka, mówisz.- Muzyka - jąknął Mont.- Tak, muzyka.Czasami odbieram to tak, jakby muzyka rządziła moim życiem.Och, nie dbam, czy uznasz mnie za wariata.Równie dobrze to też mogę ci powiedzieć.Te, uff, ataki to nie wszystko.Ja.słyszę muzykę przez cały czas.- Proszę, podaj więcej szczegółów - Shaa, z palcami spleciony­mi na piersiach, z zamkniętymi oczami, posłał w niebo uszczęśli­wiony uśmiech.Nareszcie, myślał, przyzwoite diagnostyczne wy­zwanie.- To fascynujące - dodał.|- Cokolwiek robię, zawsze gdzieś w głębi mojej czaszki roz­brzmiewa cichutka muzyka.Pasuje do mojego nastroju, mniej więcej do tego, co robię.Kiedy indziej współgra z tym, co dzieje się wokół mnie, przybiera na sile, gdy dzieje się coś ekscytujące­go.Są to wszelkie możliwe rodzaje dźwięków, wszystkie rodza­je instrumentów, znane mi i nieznane.Rozróżniam przy tym tyl­ko ten instrument, który fałszuje albo jest rozstrojony.Trąbki, piszczałki, bębny, co tylko zechcesz.- Prywatna orkiestra - mruknął Shaa.- Nabrzmiewająca cre­scendami życia.Grająca marsze weselne, skoczne polki w cza­sie świąt.Urokliwe melodie instrumentów smyczkowych pod­czas kolacji przy świecach, gromki sygnał rogów w momencie zagrożenia.To prawdziwe utrapienie, przyjacielu.Czy próbowa­łeś kiedy grać na jakimś instrumencie? Próbowałeś zapisywać tę muzykę?- Nie, nigdy.Nie wiedziałem, co może się stać.Sprzężenie zwrotne? zastanowił się Shaa.Efekty rezonanso­we?- Zobaczymy.Stanowisz ciekawy obiekt obserwacji.Jesteś wyjątkowy, tak, ale na pewno nie nazwałbym cię odmieńcem - westchnął.- Bardzo chciałbym przystąpić do badań, lecz mamy inne sprawy nie cierpiące zwłoki.Czas zaplanować naszą akcję.- Chwileczkę.Zadałeś mi poważne pytanie, chciałbym się zre­wanżować.Jak większość ludzi, pomyślał Shaa, Mont jest najbardziej by­stry tam, gdzie chodzi o własny interes.- W trakcie wędrówek po świecie staram się omijać bagna, lecz, niestety, nie zawsze jest to możliwe - filozoficznie wzru­szył ramionami.- To zło konieczne, pytaj.- Znasz moje pytanie.Dlaczego mi pomagasz?- Znowu to samo? Z powodu proroctwa.- Co to znaczy? To żadna odpowiedź.- Ale pasuje do pytania - oczy Shaa wpatrzyły się w przestrzeń.- Proroctwo mówi, że podczas jakiejś przygody poznam miłość swojego życia.Nie sądzę, abym już ją spotkał, jestem więc zmu­szony do ciągłego wdawania się w nowe perypetie.W grę wcho­dzą również pewne klauzule o karze umownej.Mówią one, że wyrzeczenie się idei miłości i odejście na emeryturę byłoby nie­opłacalne.- A co z tą klątwą, o której wspomniałeś?- Czyż takie proroctwo nie jest przekleństwem? Nie gwaran­tuje niczego odnośnie stanu, w jakim będę w chwili jego spełnie­nia.Myśl, że mógłbym zakochać się w kimś zaraz po tym, jak zostanę przeszyty oszczepem, jest raczej mało podniecająca.- Cóż - podjął tęsknie chłopak - wiesz przynajmniej, że czeka na ciebie jakaś śliczna dziewczyna.- Na nieszczęście proroctwo nie wspomina o szczegółach po­wierzchowności.Nie wspomina również o takich drobiazgach, jak płeć.- Uch.chcesz powiedzieć.- Kto wie? - rzekł ponuro Shaa.- Mogę tylko mieć nadzieję, że klauzula umożliwiająca mi zrzucenie odpowiedzialności nie będzie zbyt rygorystyczna - popatrzył na Monta.- Stąd mam skłon­ność do zastanowienia się dwa razy, zanim się komuś przedstawię.Nawet w mroku Shaa dostrzegł, że twarz rozmówcy zbielała.Mont głośno przełknął ślinę.- Nie możesz z tym walczyć? Może proroctwo się myli.- Okoliczności jego powstania wykluczają taką opcję.Jesteś zadowolony?- Uch, tak, chyba tak.- Zatem możemy zaczynać.Mam wprawę w obchodzeniu się z łodziami.- Co? Przecież nie mamy łodzi.- Ich zdobywanie jest jednym z moich talentów - Shaa zebrał się do odejścia.Rozdział VIIINAUKOWE INTERLUDJUMTo wszystko - powiedział Maks, zamykając klapę plecaka i za­ciągając rzemienie.- Czy teraz, zanim ruszę tam, gdzie być może ktoś odgryzie mi głowę, będę mógł wreszcie zobaczyć cudowne wyniki badań Roni?Karlini grzbietem dłoni przetarł oczy, przez co stały się jeszcze czerwieńsze.- Maks, jestem wykończony.Zróbmy to później.- Później wyruszam.- Racja - Karlini spróbował zdusić ziewnięcie, poddał się i roz­dziawił usta.- Gdzie jest Roni?- Pewnie w laboratorium, gdzieżby indziej?- Ale jest późno, zapewne parę godzin temu położyła się spać.- Tak, poszła do łóżka, gdy było późno, lecz teraz już nie jest późno - Maks rozsunął kotary.- Patrz, słońce.Karlini znowu ziewnął.- W porządku, dręczycielu, niech ci będzie.Tędy.Maks zostawił ekwipunek na podłodze i podążył za Karlinim korytarzem i po kręconych schodach.Potem Karlini otworzył drzwi na najwyższym podeście.- Roni? Kochanie? Pokój był pusty.- Zapewne jeszcze śpi - domyślił się Maks.- Może pomyszkuję tu sam, a ty pójdziesz się przespać? Jestem pewien, że sobie poradzę.- Jasne - stęknął Karlini.- Przecież większa część tych badań to twój pomysł - wycofał się za drzwi i ociężale ruszył w dół.Pokój zajmował prawie cały szczyt jednej z niższych wież, przez liczne okna wpadał blask wschodzącego słońca.Roni i Karlini zgromadzili tutaj sporo sprzętu.Pod ścianami stały schludne rzędy zlewek, butelek, miseczek i retort, otoczonych polami czarów ochronnych.Obok drzwi stały dwie sterty książek.Na nich leżały trzy jednakowe tomiska oprawne w skórę pokrytą różnokolorowy­mi plamami i kleksami.Czwarta księga spoczywała na stole zajmującym środek pokoju.Była otwarta mniej więcej w połowie.Na lewo od niej stała płaska drewniana skrzynka zamykana na za­trzask.Ze szczelin wydobywały się cienkie smużki pary.Przed pudełkiem stał mikroskop.Maks usadowił się na zydlu przy stole i miłośnie przesunął dło­nią po starożytnym przyrządzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •