[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech pan podziękuje Udałowowi, że się pan nie zaraził.- Możesz mnie zabić, wodzu - powiedział Udałow.- Ale ja chciałem cię tylko uratować.- Jeśli obaj tak mówią, to wierzę.A gdzie jest ten mikrob,który chciał mnie zarazić?- Je_st bardzo mały - wyjaśnił Udałow.- Bez mikroskopu nieda się go zobaczyć.- To dlaczego zwlekacie z dostarczeniem mikroskopu?! -zdenerwował się wódz.- Nie mogę nawet zobaczyć swoich wrogów!W tym momencie Ostradamus zauważył, że Tulia przesunęła się na krawędź zastępującej serwetę skóry.- Z powrotem! - zawołał karzeł, a domyślny dziadek wodza szarpnął za sznurek.Ręka Tulii zawisła w powietrzu.- Chciała go podnieść - powiedział karzeł, klękając i wodząc nosem nad samą serwetą.- Musi gdzieś tu być.Karzeł tak się spieszył, że przewrócił nogą półmisek z pieczoną gęsią i dzban z samogonem.Ale nikt się nie obraził.Wszyscy byli zbyt pochłonięci biegiem wydarzeń.- Wrzątek! - krzyknął karzeł wyciągając do tyłu rękę.-Szybko!W jego głosie i ruchach było coś, co przypominało Udałowowi chirurga, który w dzieciństwie wycinał mu migdałki.Sługa trzymający w rękach miedziany czajnik posłusznie podał go karłu i ten zaczął polewać wrzątkiem brzeg skóry.Nagle rozległ się głośny pisk.I ucichł.Tulia podniosła ręce i powiedziała z boleścią:- Chwała ci, mój cioteczny rodaku! Poległeś w walce z przebiegłymi wrogami.- I po wszystkim - powiedział karzeł, prostując się i oddając czajnik słudze.- Jeden wróg załatwiony.Radzę jak najszybciej zająć się drugim.- Co wy się tam grzebiecie! - krzyknął wódz na sługi.- Stosu nie umieją ułożyć!Wódz, będąc człowiekiem pierwotnym,"zatarł ręce w przedsmaku okrutnego widowiska.- Korneliuszu - zaczęła błagać dziewczyna.- Znasz przecież moją mamę.- - Tak - potwierdził Udałow.- Korneliuszu, moje uczucia do ciebie pozostały takie same.Byłam tylko zmuszona je ukrywać.Teraz już nie będę.Jestem twoja.Możesz zrobić ze mną, co zechcesz.Możesz mnie nawet zabić własnymi rękami.- Nie - powiedział Korneliusz.- Trudno mi w to uwierzyć.Wiem, że siedzi w tobie przebiegła naczelna matka i to ona mówi twoim głosem.- Mówimy razem - powiedziała Tulia.- W miłości do ciebie jesteśmy absolutnie solidarne, Korneliuszu.Razem ukryjemy się na jakiejś dalekiej planecie i będziemy żyć w miłości i zgodzie.Korneliusz wstał z miejsca i zrobił krok w jej kierunku.Miłość płonęła w nim silnym ogniem.Cóż, zdarza się! Korneliusz dokładnie zdawał sobie sprawę ze zgubności swoich uczuć do dziewczyny, w której wnętrzu czaił się zły i obojętny mikrob.Nie powinien jej kochać! Ale nie kochać jej już nie mógł.- Trzeba będzie go związać! - zawołał Ostradamus.- Jest teraz niebezpieczny.Przypomina towarzyszy Odyseusza, którzy usłyszeli śpiew syren i skoczyli do morza.- O Odyseuszu opowiesz nam potem - powiedział wódz.- Ą Udałowa zwiążemy.Nie znoszę, gdy dla ładnej kobiety mężczyźni tracą poczucie godności osobistej.Na znak wodza słudzy rzucili się na Udałowa i już zaczęli go wiązać, gdy Udałowowi przyszedł do głowy znakomity pomysł.- Już wiem! - krzyknął, próbując wydostać się spod silnych, młodych ciał'dzikich wojowników.- Spróbuję uratować Tulię!- To podstęp - powiedział karzeł.- Miłosny szał.- Podstęp - zgodził się wódz.- Ja też kiedyś kochałem - przypomniał sobie dziadek.- Imnie też wiązano.Tylko grabarz się nie odezwał.Siedział z boku i obgryzał kość.Dawno nie widział prawdziwego jedzenia.- No co mam zrobić, żeby móc zbliżyć się do dziewczyny? Co mam zrobić? - pytał zrozpaczony Udałow.- Nie wolno ci się do niej zbliżać - powiedział karzeł.- Ale dla mnie mikroby nie są niebezpieczne.- Tak, a potem będzie za późno.- Wykupię od ciebie dziewczynę - zaproponował Udałow wodzowi.- Nie sprzedaję osób przeznaczonych na ubój - w głosie wodza dźwięczała godność osobista.- Czyżby nie było żadnego wyjścia! - krzyczał Udałow, wijącsię pod wojownikami.- Myśl, Udałow, myśl! - podtrzymywała go dziewczyna.- Jestem z tobą!- Jest wyjście - powiedział nagle dziadek.- Nazwałbym to raczej samobójstwem - odpowiedział wódz, który rozumiał swojego dziadka w pół słowa.- To prastary zwyczaj - rzekł dziadek - i nie nam go zmieniać.Społeczeństwu bez tradycji grozi degradacja.- Jaki zwyczaj? - zainteresował się Udałow.- Jak przyleci, to możesz uznać, że miałeś szczęście.Albo pecha.- Kto przyleci? - zapytał Ostradamus.- Ten, na którego czekacie.Sami powiedzieliście, że chcecie na nim stąd odlecieć.I że się nie boicie.- Chcieliśmy odlecieć statkiem kosmicznym.- Z powodu niskiego poziomu naszej cywilizacji nie mamy pojęcia o statkach kosmicznych - oświadczył wódz.- Nie ma u nas czegoś takiego.- No to kto w takim razie u was lata po niebie? Kto wypalił to pole? - zdziwił się karzeł.- Czyje to lądowisko?- Wiadomo - powiedział wódz.- Smoka.- Jeszcze nam tylko smoka brakowało! - zdenerwował się Ostradamus.- Czemu nas w takim razie wprowadziliście w błąd?- Sami się wprowadziliście - zauważył wódz.- I co mam zrobić z tym smokiem? - wychrypiał przygnębiony Udałow.- A co się zazwyczaj robi ze smokami? Zabić.Odrąbać wszystkie trzy głowy.Co prawda, jeszcze nikomu się to nie udało.- To niepoważne - powiedział karzeł.- Udałow jest nam potrzebny żywy.- Zwyczaj jest zwyczajem.Ustanowili go nasi przodkowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •