[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwiadowca poprowadzi³ ich na wschód, do Houtijn-Hotgor; liczy³ na spotkanie w przedgórzu koczowników-orokuenów, którzy zazwyczaj spêdzali tam byd³o na wiosenne pastwiska.Zamierza³ tam trochê odpocz¹æ i odkarmiæ siê u kogoœ ze swych niezliczonych krewniaków.Po drodze skrêcili na miejsce postoju Eloara i wydobyli zakopane wczeœniej przez Cerlega trofea.Zwiadowca na wszelki wypadek sprawdzi³ cia³o elfa pod warstw¹ piasku - ju¿ siê niemal zmumifikowa³o.Zdziwi³ siê przy tym: cia³ elfów nigdy nie ruszaj¹ ani padlino¿ercy, ani nawet mogilne czerwie.Zatrute, czy jak?Marsz w stronê gór rozpoczêli o œwicie: poruszanie siê w dzieñ zwi¹zane by³o z ogromnym ryzykiem, ale musieli wykorzystaæ ten krótki czas, kiedy mo¿na by³o iœæ, nie przejmuj¹c siê zacieraniem po sobie œladów.Pod koniec drugiego dnia wêdrówki ich ma³y oddzia³ dotar³ do p³askowy¿u, ale jak na razie ¿adnych koczowisk Cerleg nie widzia³, i zaczyna³o go to powa¿nie niepokoiæ.* * *Rozpadlina, w której stanêli na popas, by³a zielona.Zamieszkiwa³ j¹ strumyk, ma³y, ale goœcinny.Jak siê wydawa³o, stêskni³ siê za towarzystwem w samotnoœci i teraz pospiesznie opowiada³ swym goœciom wszystkie nowiny tego mikroskopijnego œwiatka - o tym, ¿e wiosna tego roku siê spóŸnia, a b³êkitne irysy przy trzecim zakrêcie koryta ci¹gle jeszcze nie mog¹ zakwitn¹æ, ale za to wczoraj odwiedzi³y go znajome dzereny, stary kozio³ z par¹ kózek.- i tej cichej melodyjnej paplaniny mo¿na by³o s³uchaæ w nieskoñczonoœæ.Tylko ten, kto spêdza³ na pustyni tydzieñ po tygodniu, nie widz¹c niczego prócz gorzko-s³onej mazi na dnie owczych wodopojów i sk¹pych kropel pozbawionego smaku destylatu z tsandojów, mo¿e poj¹æ, co znaczy zanurzyæ twarz w ¿ywej, bie¿¹cej wodzie.To jest porównywalne tylko do tego uczucia, z jakim przytulasz siê do ukochanej po d³ugiej roz³¹ce.Nie darmo oœrodkiem Raju mieszkañców pustyñ jest nie jakaœ pompatyczna, pozbawiona smaku budowla jak kryszta³owa Komnata Rozkoszy, a ma³e jeziorko pod wodospadem.Potem popijali mocn¹, niemal czarn¹ herbatê, ceremonialnie przekazuj¹c sobie jedyn¹ wyszczerbion¹ pia³ê, nie wiadomo jakim cudem zachowan¹ przez kaprala podczas wszystkich tych perturbacji.„Prawdziwa khandyjska, ¿eby to by³o dla wszystkich jasne” - mówi³.Teraz Cerleg bez poœpiechu t³umaczy³ baronowi, ¿e zielona herbata ma niewiarygodne zalety, natomiast stawianie problemu: lepsza jest zielona, czy czarna podobne jest do g³upiego pytania „Kogo bardziej kochasz, tatusia czy mamusiê?” Ka¿da jest dobra w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu.Na przyk³ad, w po³udniowy upa³.A Haladdin s³ucha³ tego jednym uchem, jak nocnego mamrotania strumyka za wielkimi g³azami, prze¿ywaj¹c zadziwiaj¹ce chwile cichego szczêœcia, jakiegoœ.rodzinnego?Ognisko, w którym szybko spala³y siê suche korzenie z solanek - a tymi korzeniami by³o niemal ca³kowicie pokryte przeciwleg³e zbocze - jasno oœwietla³o jego druhów; rzeŸbiony profil Gondorczyka by³ zwrócony ku okr¹g³emu obliczu orokuena, podobnego do flegmatycznego wschodniego bo¿ka.I nagle Haladdin z przeraŸliw¹ wyrazistoœci¹ zrozumia³, ¿e ich dziwny sojusz nied³ugo siê skoñczy: jutro, mo¿e pojutrze ich drogi rozejd¹ siê, zapewne na zawsze.Baron, gdy tylko do koñca zagoi siê jego rana, ruszy w kierunku prze³êczy Kirith Ungol - postanowi³ przedostaæ siê do Ithilien, do ksiêcia Faramira, a oni z kapralem musz¹ zdecydowaæ, co bêd¹ robiæ dalej.Dziwne, ale po tej doœæ d³ugiej, naje¿onej œmiertelnymi niebezpieczeñstwami drodze, nadal nic nie wiedzieli o baronie, o jego poprzednim ¿yciu.„Czy pan jest ¿onaty, baronie?” „To z³o¿ony problem, nie da siê odpowiedzieæ jednym s³owem.” „A gdzie mieœci siê pana dom rodzinny, baronie?” „S¹dzê, ¿e to ju¿ nie jest istotne, poniewa¿ na pewno zosta³ skonfiskowany na rzecz skarbu.” Tym niemniej z ka¿dym dniem Haladdin coraz bardziej szanowa³, ¿eby nie powiedzieæ - kocha³, tego ironicznego, nierozmownego cz³owieka.Obserwuj¹c barona, chyba po raz pierwszy w ¿yciu zrozumia³ sens wyra¿enia „wrodzone szlachectwo”.Poza tym, dawa³a siê wyczuæ w Tangornie taka doœæ dziwna jak na arystokratê cecha, jak niezawodnoœæ - niezawodnoœæ innego typu ni¿ ta, na przyk³ad, w³aœciwa Cerlegowi, ale ca³kowicie przy tym nie podlegaj¹ca w¹tpliwoœci.Haladdin, sam bêd¹c wychodŸc¹ z trzeciej warstwy, do arystokracji mia³ stosunek wybitnie ch³odny.Nigdy nie potrafi³ zrozumieæ, jak mo¿na siê chwaliæ nie konkretnymi dzia³aniami swoich przodków - w pracy czy na wojnie - a tylko d³ugoœci¹ szeregu genealogicznego.Szczególnie, ¿e niemal wszyscy ci „szlachetni rycerze” byli, jeœli nazywaæ rzeczy po imieniu, zwyczajnie szczêœliwymi i bezlitosnymi rozbójnikami z goœciñców, a ich rzemios³em by³o zabijanie, powo³aniem zaœ - zdrada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •